środa, 17 lutego 2016

Epizod: 5. - Wycieczka.. | Część druga z dwóch.

–          O! Wujek Mario!
–          Cześć, Ezio… – Szeroki uśmiech pojawił się na twarzy chłopaka. Mężczyzna odparł tym samym i podszedł do nich powoli wycierając dłonie do ścierki.
–          Do wycieczki potrzeba wam od piętnastu woja w górę. Liczyłbym – zaczął Mario – nawet trzydzieści osób..Nie wiem czy szkoła zgodzi się na aż takie straty, jakby coś poszło nie tak.. – Do kończył spokojnie mężczyzna. – Jedenaście osób to jeszcze, ale nie trzydzieści. – Mruknął. Natomiast mogę wam pomóc w samej siedzibie. Kuzyn żony, brata, męża jego siostry1, który ma przyjaciela o imieniu Paolo ma bezpośrednie powiązania z templariuszami, ponieważ jest podwójnym agentem do spraw specjalnych, w ABSTERGO. Wiecie ma sporo swoich dojść. Podejrzewamy nawet z Giovanim, że jest jednym z nich, ale nie skubany dobrze się kryje.
–          Co? – Malik spojrzał na niego zaskoczony.
–          Mój wuj… Jest Assasinem na „emeryturze”. – Wyjaśnił Ezio, rysując cudzysłowy w powietrzu. Mężczyzna wyglądał na ledwo czterdzieści lat.. – I jest mega super. Pokazywał mi jak się walczy bronią białą. – Uśmiechnął się lekko. Desmond uniósł głowę ze stolika i spojrzał na niego zaskoczony. Wyglądał jakby chciał o coś zapytać, ale powstrzymywał się z całej siły. – Tak Desmond, uczyłem się walczyć prawdziwą bronią białą w wieku dziesięciu lat. Nawet mój brat, Federico przegrywa ze mną. – Zaśmiał się głupkowato. –  A jest ode mnie starszy. – Ziewnął.
–          Mój najlepszy uczeń. Nauczył się wszystkiego w kilka miesięcy. – Rzucił Mario z rozbrajającym uśmieszkiem.
–          W trzy wuju, trzy… – Zaśmiał się cicho Ezio. – No, ale wracając do planu… – Odchrząknął i spoważniał. – Uważam, że Lucy wymyśliła dobry plan. Tylko, że faktycznie nie mamy tyle osób, żeby iść na „wycieczkę” krajoznawczą po ABSTERGO. Z grupą Altaira mamy jedenaście osób, twoja rodzina ile nam może dać nastolatków?
–          Myślę, że… – Zaczął Malik, zagryzając wargę. – Kilka osób się znajdzie, problem w tym, że we Włoszech mam tylko dwie kuzynki, a one jeszcze dzieci nie mają. – Zaśmiał się. – Nie to nie dla tego, że nie chcą tylko są w waszym wieku.
–          No! To mamy trzynaście osób. – Stwierdził wesoło Leonardo.
–          Ja bym nie był aż tak pozytywnie nastawiony do tego zadania. – Burknął cicho Malik. – Jestem waszym nauczycielem i można by powiedzieć, że waszym kolegą. – Uśmiechnął się lekko. Leonardo ukrył zarumienioną twarz w ramię przyjaciela. – Muszę się wami opiekować jak o własne dziećmi. Wiecie, no martwię się. A co jeśli coś pójdzie nie tak?
–          Nie uprawiaj czarnowidztwa. – Stwierdził Mario. – Poza tym w obecności cywili ABSTERGO nie ma prawa stosować broni palnej. Tylko Assasini są traktowani jak bydło, – zaczął lodowatym tonem. Malik spojrzał na niego dziwnie, ale słuchał dalej. – Twoja rodzina jest bezpieczna. Bo domyślam się, że dziewczyny nie chodzą do szkoły? – Spytał, a Malik pokiwał mu powoli głową.
–          Nie mają umiejętności Assasinów.
–          Dobrze, więc mamy teraz trzynaście osób, tak? – Zamyśliła się Rebbeca, która w milczeniu gryzła do tej pory słomkę. – Teraz musimy mieć jeszcze dwie lub więcej. – Westchnęła i spojrzała pod stół, gdzie pisała właśnie smsa – Ja mogę dołożyć koleżankę, która mi odpisała właśnie, że nie ma problemu, bo będzie mogła zerwać się z lekcji.
–          Ja mogę dać moje córki. – Stwierdził z uśmiechem Mario i odszedł w stronę baru, bo ktoś wszedł do środka. Ezio spojrzał na zegarek, a potem wysłał smsa do kuzynek.
–          Ja mogę wziąć siostrę i brata, który jest ode mnie nieco starszy, ale damy radę. Powiemy, że nie zdał kilka razy jakby ktoś pytał. – Zaśmiał się Ezio.
–          Okay… – Westchnął ciężko Malik.
–          Akcje musimy zrobić jutro około dziesiątej. – Stwierdził Ezio. Malik skinął mu głową. Był zmartwiony, ale jak się już powiedziało A to trzeba powiedzieć B. – Z tego co mi powiedział Altair to o dwunastej będą ją przenosić do Denver. Proponuję, żeby dwie osoby przebrały się za naukowców, reszta będzie mieć zsynchronizowane zegarki. Na za piętnaście dwunastą. – Mruknął cicho. – O dziewiątej musimy wyjechać ze szkoły. Niech każde z was ma swoje ostrza, przy sobie.
            Malik rozejrzał się po pomieszczeniu. Jakoś nie mógł doczekać się pizzy, która miała być już jakiś czas temu. Mario zniknął za zapleczem i po chwili przyniósł im jedzenie, które pachniało niesamowicie. Malik od kroił sobie kawałek i szybko wziął go do buzi. Pogryzł go i połknął. Była naprawdę pyszna. Zamyślił się na chwilę, po czym odezwał, przerywając ciszę:
–          Plan mamy opracowany w stu procentach, ale trzeba będzie jeszcze wybrać osoby odpowiedzialne za „przebieranki”… – Zaczął patrząc na Desmonda i Shauna. – Myślę, że wy Panowie będziecie idealni do tej roboty. – Perlisty uśmiech zagościł na jego twarzy, a Desmond i Shaun zaczęli krztusić się i dławić piciem.
–          DLACZEGO MY?! – Ryknęli równocześnie na pół Sali, przez co kilka osób się na nich dziwnie spojrzało.
–          Desmond ma kreatywne myślenie i w razie, czego wyciągnie was z tarapatów, zaś Shaun jest komputerowcem i uważam, że wy we dwoje dacie sobie świetnie rady.
            Obaj nastolatkowie spiorunowali się spojrzeniami, ale po chwili ciągłego marudzenia i wyklinania wad kolegi, Malik dodał jeszcze, że jeżeli się nie uspokoją to zepnie ich po ukończeniu zadania metalowym ustrojstwem zwanym kajdankami. Obaj prychnęli i natychmiastowo zamilkli wbijając w siebie rozgoryczone, a zarazem wściekłe spojrzenia. Może nauczą się współpracy podczas tej misji? Pomyślał Malik i westchnął wsuwając sobie do ust kawałek pizzy. Po pił jedzenie colą. Mario znów zniknął za zapleczem i wrócił dopiero, gdy Ci kończyli swoje jedzenie.
–          Czy ktoś może idzie do Altaira dzisiaj? – Zapytał nie pewnie. – Mam dla niego ciasto, żona kazała przekazać. – Uśmiechnął się do wszystkich. Malik skinął mu głową i westchnął ciężko.
–          Ja pójdę.
–          Rozmawiałem z Paolo i powiedział, że możecie przyjść do ABSTERGO jako wycieczka. – Mruknął Mario.
***
Około siódmej rano Malik wstał z łóżka i poszedł pod prysznic. Mniej więcej za pół godziny miał zbiórkę na szkolnym dziedzińcu. Miał nadzieje, że tak czy siak nie da plamy. Jego dwie młodsze kuzynki zgodziły się, żeby iść z nimi. Giovani był niezbyt pocieszony, że jego dwaj synowie i córka mają iść na misje, już trzeciego dnia od momentu, gdy przekroczył progi jego szkoły, ale cóż… ostatecznie zgodził się na wszystko. Bo to w końcu dziecko Altaira, prawda?
Mężczyzna umył się szybko, popryskał się jakimiś perfumami i wyszedł z  łazienki, nagi, jak go Pan Bóg stworzył. Podszedł do szafy i powoli zaczął przebierać między ubraniami. Przeklął. Nie miał żadnej zwykłej koszuli. Jego górne części garderoby oscylowały jedynie w bluzy z kapturem orła, albo koszulki z krótkim rękawem, które nie nadawały się w ogóle na wyjście bez tego pierwszego. Uznał z rodzicami oraz z młodszym bratem, że nie ma sensu brać koszul, skoro i tak będzie cały czas uczył w szkole. A może… Ale powinienem zapytać, prawda? Mężczyzna westchnął. Nie mógł przecież wziąć sobie od tak jednej z koszul Altaira. Usiadł na chwilę na łóżku, a później westchnął ciężko. Przez chwilę zastawiał się co ma zrobić. Wstał. Poszedł do komody i jakby robił największe przestępstwo w dziejach rozejrzał się wokół, jakby ktoś miał go zaraz zabić. Był sam do cholery! Co ja odwalam? Ubrał swoje bokserki i spodnie. Po chwili jednak zdecydował się by sięgnąć do szuflady. Wyjął z niej ciemno-czerwoną koszulę w białą kratę. Rozprostował ją, po czym z jej wnętrza – czystym przypadkiem – wyleciały dwa listy. Jeden był zaadresowany do Marii, a drugi „Do przyjaciela”. Sięgnął po nie niepewnie, ale po chwili usłyszał huk na korytarzu i schował je do środka. Rany boskie! pomyślał, ale szybko wrócił do zaglądania w prywatne zakamarki życia Altaira. Mimo, że wiedział, iż to prywatna korespondencja chciał wiedzieć z kim ten piszę. Otworzył niezalakowaną kopertę zaadresowaną do jakiegoś gościa i zobaczył tam list, który był o dziwo właśnie do niego. Malik szybko zagłębił się w treść:
Drogi Maliku,
Gryzą mnie od kilku dni wyrzuty sumienia i dlatego postanowiłem wyżalić się kartce papieru, której pewnie nigdy nie dostaniesz. Przejdźmy jednak do sedna…
Na wstępie już wiem, że mnie zabijesz, jak tylko przeczytasz ten list. Ale wiedz, że nie chciałem by tak wyszło.. Byś był bez ręki. Tak szczerze mówiąc to moja wina. Może to dziwnie zabrzmi, ale zapomniałem Cię poinformować, że koń, na którym jechałeś miał rozpiętą uzdę. Pamiętasz? Bawiliśmy się wtedy w „Piratów i Anglików z morskiej floty”. W każdym razie… To moja wina. Gdybym wiedział, że Hachari1 stanie dęba i zrzuci Cię z konia… Uwierz mi, nie chciałem, strasznie mi źle i głupio. Przepraszam! Zapomniałem. Mało to ty dwa dni później ty dodatkowo dwa dni później oznajmiłeś mi, że zakochałeś się w dziewczynie. Byłem na ciebie wściekły, jak nigdy. Do dzisiaj nie wiedziałem, dlaczego, ale… Wiesz mi chyba się w tobie zakochałem…
Tu list się urywał. Ktoś otworzył drzwi do pokoju, ale Malik nie zwrócił na to większej uwagi. Czuł nagły napływ złości, a zarazem żalu. Nie wiedział co się dzieje najgorsze było jednak serce, które waliło jak szalone. Zacisnął rękę na liście i zaczął się trząść. Sam nie wiedział czy chcę mu się płakać czy być wściekłym. Ocknął się dopiero, gdy usłyszał głos swojego współlokatora.
–          Maliku wróciłem. Dziękuję Ci za cia… – Altair urwał w pół słowa i stanął w drzwiach. Przez chwilę nie wiedział co powiedzieć. – Hej! Zostaw to moje! – Krzyknął w końcu, zirytowanym tonem. Podszedł do niego niemal biegiem. I w tedy… Pięść Malika wylądowała na jego policzku. Altair aż się skrzywił się. – Za co to było? I dlaczego czytasz moje li… Syknął z bólem, ale widząc łzy w oczach towarzysza urwał.
–          Dlaczego zapomniałeś o tak istotnej rzeczy?! – Wrzasnął. Z jego oczu zaczęły spływać słone krople. – Nienawidzę Cię! – Krzyczał cały czas. Altair patrzył na niego z coraz większym szokiem i niezrozumieniem. – To twoja wina! Zostałem bez ręki, przez twoje cholerne „zapomniałe”! – Łkał coraz bardziej rozwścieczony, a do jego lokatora zaczynało docierać co się tak naprawdę wydarzyło. Altair objął go delikatnie w pasie i przyciągnął do siebie.
–          Jest mi strasznie przykro z tego powodu i wiem masz prawo mnie nienawidzić, ale zrozum, ja nie chciałem zrobić z Ciebie kaleki. Byłem dzieckiem, ty też. Nie wiedziałem w tedy, że tak to się może skończyć, rozumiesz? Gdy moi rodzice dowiedzieli się co Ci zrobiłem natychmiast wysłali mnie do wujostwa Auditore, nawet nie dając mi wyjaśnić tej głupiej sytuacji. Dwa dni później dowiedziałem się dwóch rzeczy. Jedną z nich było to, że mój przyjaciel został pozbawiony ręki, a drugą był fakt, że templariusze zabili moich rodziców. – Szepnął mu do ucha.
            Malik spojrzał na niego z pustką w oczach. Było mu źle i odczuwał straszną złość.
–          I tak Cię nienawidzę. – Syknął wściekle. – Nawet zacząłem się w tobie zakochiwać, ale teraz…! – Wrzasnął, urywając w pół zdania. – Teraz muszę to wszystko sobie przemyśleć. – Rzucił lodowatym tonem i wyplątał się z jego uścisku. Altair nie oponował. Po prostu… puścił go. Był smutny. Malik powoli zaczął kierować swoje kroki do łóżka, na którym leżała koszula.
–          Możesz ją wziąć. – Stwierdził smutno, ale Malik prychnął i włożył przedmiot trzymany w rękach do szuflady, a później wziął jedną z czarnych koszulek. Ubrał ją i narzucił na siebie zapinaną, ciemną bluzę, po czym dobrał jeszcze ukryte ostrze, a chwilę ruszył do wyjścia z mieszkania.  – Wyprowadzę się od ciebie jak… – Naprawdę nie miał ochoty go słuchać. Trzasnął drzwiami i wyszedł z mieszkania.
…******…

Kuzyn żony, brata, męża jego siostry1 – Czy mi się to tylko wydaje, czy zdanie nie ma większego sensu? ;).

Hachari2 – Wymyśliłam imię dla konia #kreatywność xD.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tyle was było: