Rozdział: 5. – Jesteś moim ojcem?!
Connor ocknął się parę godzin później, gdy za oknami już szarzało. Najpierw zamrugał, później otworzył oczy i zerwał się do siadu.
Haytham siedział na fotelu. Lewą rękę miał opartą o kolano, prawą łokieć opierał się o podłokietnik zaś oczy wlepiały się w niego pełne strachu, a zarazem troski. Mężczyzna szybko znalazł się przy przerażonym chłopaku.
– Connor, co ci się śniło? – zapytał Haytham troskliwie, wpatrując się, z zaciekawieniem w Connora. Chłopak opowiedział mu sen. Śniło mu się to co zwykle. Jego mama wybudzająca go ze snu krzykiem, ich wspólna ucieczka, aż w końcu jej śmierć spowodowana strzałem w czoło. Haytham otworzył szeroko oczy słysząc to. Connor nie miał jednak zamiaru płakać. Widać było, jednak zmęczenie na jego twarzy. Otarł swoje czoło z potu, wierzchem dłoni i wstał.
– Ja… – Zaczął, ale mężczyzna mu przerwał.
– Jasne, możesz iść.
– Ja… – Zaczął, ale szybko zmienił zdanie nie wiedząc co chce tak naprawdę powiedzieć. –Dziękuję. – Szepnął chłopak i wstał z sofy idąc na drżących nogach do swojego pokoju. Haytham odprowadził go do wyjścia spojrzeniem. Było w nim coś dziwnego. Mężczyzna wyraźnie był przestraszony jego stanem, a zarazem wyglądało na to, że nigdy nie widział czegoś takiego i… Może tak właśnie było? Connor westchnął. Tego nie był pewny. W ogóle cała ta sytuacja była dziwna. Wyszedł z gabinetu i ruszył do swojego pokoju. Wciąż czuł się sennie.
Po drodze spotkał Claudie, która uśmiechnęła się do niego życzliwie.
– Hej, kiepsko wyglądasz.
– Cześć, słabo spałem. – Przyznał.
– Jak to? – Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona.
– Normalnie. – Powiedział jedynie. – Po prostu źle spałem. Tyle. Nie patrz na mnie, jakbym zjadł Ci obiad. – Parsknął cicho, jego kąciki powędrowały minimalnie do góry.
– Oh! Dobrze, dobrze. – Dziewczyna zmarszczyła brwi i poklepała go po głowie, jak szczeniaka. – Tak się zastanawiam…– Pochyliła się do chłopaka, stając na palcach, Po czym zaczęła mówić konspiracyjnym szeptem. – Przyglądałam się wam… znaczy… Tobie i dyrektorowi. – Westchnęła. – Albo mi się wydaję, albo jesteście spokrewnieni.
– Nie bądź śmieszna! – Prychnął chłopak spoglądając na nią. – Żadne więzy krwi mnie nie łączą z tym człowiekiem.
– Macie podobne kości policzkowe, szczękę oraz kolor oczu. – Wymieniła jednym tchem i dodała pokrótce. – Coś mi tu śmierdzi. – Dziewczyna zrobiła dziwną minę i wciągnęła nosem powietrze do płuc. – I nie jestem to ja.
– Kolor oczu mam po matce. – Prychnął cicho Connor i zaplótł ręce za głową. –Szczerze? Nie zastanawiałem się na tym wcześniej… Ale możesz mieć rację. Haytham zachowuje się dziwnie w stosunku do mnie. Jest… nadopiekuńczy, a dzisiaj schował do szuflady zbyt szybko sporą teczkę. Ja jednocześnie, segregując dokumentacje nie mogłem znaleźć mojej. – Rzucił chłopak i otworzył szeroko oczy wpatrując się w drzwi przed sobą. – Claudia?
– Hm?
– Potrzebuję twojej pomocy. Muszę się włamać do gabinetu dyrektora dzisiaj wieczorem.
– Jasne, spoko cudo… Czyś ty zwariował?! – wrzasnęła dziewczyna, gdy dotarło do niej co chłopak właściwie jej zaproponował. Connor zatkał jej usta i wciągnął ją do męskiej toalety.
– Cicho! – Jęknął błagalnie, a widząc, że dziewczyna się uspakaja, sprawdził wszystkie kabiny, a gdy okazało się, że są puste, kontynuował swój wywód. – Desmonda nie wezmę bo jest zbyt mały na takie akcje, tak jak twoja przyjaciółka…
– Dziewczyna.
– Nieważne… – Stwierdził chłopak i zrobił przekorną minę. Dziewczyna prychnęła, ale po chwili spojrzała na niego poważnie.
– Jaki masz plan?
– Muszę wiedzieć czy pan Haytham jest moim ojcem. Plan jest prosty. – Podszedł do niej i wyciągnął jej z włosów spinkę. Jej grzywka opadła na oczy, a sama Claudia burknęła coś cicho, a następnie uniosła brew.
– Serio? Masz w planach włamać się za pomocą mojej spinki do gabinetu dyrektora?
– Jasne.
– Phii! To debilny pomysł, wiesz?
– Jest doskonały! W naszym ośrodku jest łatwo się gdziekolwiek włamać. Próbowałem nie raz.
– Rany boskie! Nie wierzę, że się na to zgadzam. – Jęknęła. – Niech Ci będzie, ale… – Zaczęła i zabrała mu wsuwkę. – Ją dostaniesz wieczorem i coś czuję, że Monica mnie udusi, że prowadzam się z Tobą po nocy, ale… Raz się żyje. – Zaśmiała się.
– Co masz na myśli? – zapytał chłopak.
– Nic. – Uśmiechnęła się tajemniczo. – Albo… – zawahała się przez kilka sekund – zobaczysz wieczorem na co mnie stać. Spotkajmy się pod stołówką około 22:30, zdążysz uśpić Desmonda?
– Jasne.
***
Wieczorem, tak jak planowali spotkali się pod stołówką. Connor spojrzał na dziewczynę zaskoczony. Miała na sobie białą bluzę, zapinaną na zamek i kaptur, zasłaniającym jej połowę twarzy. Do tego miała obcisłe bojówki w odcieniu moro, z mnóstwem kieszeni. Na ręce miała ukryte ostrze. Podobne do jego własnego, ale jednak inne. Ostrze było wyprofilowane. Wyraźnie lżejsze i mniejsze, a jednocześnie dopasowane do jej dłoni.
– Dostałam je od matki, na dziesiąte urodziny. – Uśmiechnęła się lekko Claudia widząc jego wzrok, który zatrzymał się na jej ręce.
– Rozumiem. – Stwierdził Connor pokazując jej swoje. Tak, Connor spodziewał się wielu rzeczy. Wiedział, że włamanie do gabinetu dyrektora jest złe, ale ciekawość i chęć poznania prawdy znacznie wygrywała z chęcią siedzenia w pokoju i użalania się nad śmiercią matki i ojczyma.
Droga do gabinetu dyrektora była usiana trzema przystankami, związanymi z ewentualną walką. Boże, jak to głupio brzmi! pomyślał Connor. Nie chciał nikogo skrzywdzić chyba, że będzie musiał. Dziewczyna spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Ruszyli.
– Umiesz posługiwać się tym ostrzem? – spytała, a Connor pokręcił głową. – Dobra… Szybka lekcja. Moje ostrze ma parę trybów, twoje niestety nie, ale z tego co mi wiadomo to możesz je wysuwać z szyny i brać do ręki. Wtedy robi Ci za sztylet. Rozczapierzając palce możesz je wysunąć, rozluźniając nadgarstek chowasz je. – Mruknęła, pokazując to na swoim przykładzie. – Dla mnie to służy nie tylko jako ukryte ostrze, ale również mogę zrobić sobie z tego sztylet, tak jak ty. Dzięki własnym modyfikacjom również posiadam w tym strzałki usypiające oraz zatruwające. Wystarczy, tylko załadować magazynek i gotowe.
Przykucnęli przy pierwszym posterunku, gdzie ich opiekunowie rozmawiali o czymś żywo. Claudia wyciągnęła dłoń i wystrzeliła dwie strzałki. Po chwili Aveline oraz jej towarzyszka runęły jak długie kłody na dwa łóżka. Connor otworzył szeroko oczy i już miał się odezwać, ale Claudia go uprzedziła, jakby czytając mu w myślach:
– Spokojnie… One tylko zasnęły. – Parsknęła w odpowiedzi i wyciągnęła małe pudełko ze spodni. W środku były cieniutkie, jak włosy igły namaczane wcześniej środkiem usypiającym. Dziewczyna załadowała dwie do specjalnego pojemniczka w ukrytym ostrzu. – Co najwyżej obudzą się z bólem głowy.
Connor skinął jej głową. Podnieśli się i ruszyli dalej. Starali się poruszać bezszelestnie, co wychodziło im perfekcyjnie. Drugie drzwi były zamknięte na klucz co oznaczało, że Arno na pewno gdzieś się plątał po ośrodku i sprawdzał czy wszyscy są w pokojach. Connor przełknął ślinę wpatrując się w dziewczynę.
– Co się stało? – zapytała zaciekawiona.
– Często robię sobie „wycieczki” po ośrodku w nocy.. – Rzucił cicho chłopak. – Bardzo często napotykam się na Arno w takich godzinach. Często mnie przyłapywał, jak gdzieś łaziłem, a później za karę musiałem myć wasze kible. – Prychnął.
– Rozumiem, że stary dyrektor nie wiedział nic o jego karach? – Bardziej stwierdziła, niż spytała.
– Tak… Twierdził, że stary dyrektor jest zbyt miękki. – Zagryzł wargę.
– Nieciekawie. Może więc wybierzemy inną godzinę? – Zasugerowała, ale determinacja Connora była duża i gdyby teraz nie poszli to chłopak więcej by się na to nie zdecydował. Dlatego też pokręcił głową. Słysząc kroki na korytarzu spojrzeli po sobie i zaczęli biec w kierunku ostatniego przystanku. Tym razem miało być najtrudniej. Musieli przejść przy oknie ochrony, które było szklane od góry, do dołu. Connor przełknął ślinę i zrobił w ślizg, a tuż zanim zrobiła to Claudia, lądując prosto w jego ramionach. Podnieśli się szybko i spojrzeli za sobą. Kroki ucichły, czyli Arno po prostu wszedł do pokoju i zatrzasnął drzwi za sobą.
Connor przystanął pod drzwiami dyrektora, a później po prosił o spinkę. Zamek był nowy, ale prosty do złamania. Uporanie się z zamkiem zajęło mu parę chwil, nim weszli do środka.
– Dziękuję, że mi pomagasz. – Mruknął, a dziewczyna machnęła ręką nic nie mówiąc. Zapalili światło. Connor podszedł do szuflady i szarpnął za nią. Claudia rozejrzała się po pokoju, a słysząc przekleństwo z ust chłopaka uniosła brew, patrząc na niego. – Zamknięte. – Westchnął zirytowany. Dziewczyna uśmiechnęła się kpiąco i podeszła bliżej szuflady. Connor cofnął się i zaczął ją obserwować. Nie odezwał się słowem, ale jego mina była zaskoczona. Claudia wsadziła ostrze między szufladę, a biurko i wyłamała nim zamek.
– Proszę bardzo. – Uśmiechnęła się lekko, chowając ostrze do nadgarstka.
Connor zerknął do środka i wyciągnął stos papierów na biurko w tym… jego teczkę. Przełknął ślinę i otworzył ją, pełen nadziei, że zobaczy tam informacje na temat swojego biologicznego ojca. Nie pomylił się. Ręce mu zaczęły drżeć, a serce zabiło mu mocniej. Gdy litery układały się w słowa, a te w zdanie:
„Biologiczny ojciec: Haytham Kenway. – Żyje.”
Nie wiedział czy jest zadowolony z informacji czy wściekły na mężczyznę. Jego oczy były pełne łez. Papiery wysunęły mu się z rąk, a sam chłopak osunął się na miękki, skurzany fotel. Był w szoku, chodź spodziewał się tego już wcześniej.
– Connor, co się stało? – Zapytała dziewczyna, podchodząc do niego. – To Pan Haytham, prawda? – Spytała.
– Tak. – Szepnął patrząc przed siebie. Pokręcił jednak głową i podniósł papiery. – A to ciekawe… – Rzucił z ciekawością wypisaną na twarzy. – Słyszałaś coś o „Prekursorach”? – Zapytał dziewczyny, ale ta pokręciła głową. – Bo tu jest napisane, że jestem ostatnim z prekursorów. – Powiedział cicho chłopak.
– No to Panny będą się za tobą ciągnęły sznurem, cokolwiek to znaczy. – Wzruszyła ramionami i usiadła na kanapie. – Może wracajmy? – Rzuciła zmęczona. – Jest wpół do pierwszej. – Burknęła markotnie.
– Poczekaj. – Powiedział cicho i wyciągnął jedno ze zdjęć na którym była jego mama i jego… I Haytham. Jakoś dziwnie mu było mówić o nim jak o ojcu. Mężczyzna obejmował kobietę i całował ją w policzek. Sama Ziio była szczupła czyli zdjęcie musiało być robione zanim zaszła w ciążę, chociaż Connor nie był tego pewny. Jego mama była zawsze szczupła.
– Ziio? – Claudia spojrzała mu przez ramię i Connor podskoczył, nie będąc pewnym kiedy podeszła.
– Tak. Tak się nazywała. – Uśmiechnął się po raz pierwszy od wielu lat szczerym uśmiechem, widząc zdjęcie matki.
– WOW! Gburowaty dupek potrafi się uśmiechać. – Rzuciła udając zszokowanie, ale Connor nie zwrócił na to uwagi. Coś go tchnęło by odwrócić fotografię, więc chłopak zrobił to. Jego oczy błysnęły przez parę sekund na złoto, a później wróciły do normalności. Zdjęcie wyleciało mu z ręki.
– O cholera! – Krzyknął i spojrzał na przyjaciółkę, której źrenice się rozszerzyły.
– Już chyba wiem czym… Kim jesteś. – Mruknęła cicho. – Jesteś jednym z rasy Isu.
– Isu?
– Jakby to powiedzieć… – Dziewczyna jakby szukała odpowiednich słów w głowie. – To pierwsza cywilizacja. – Stwierdziła łamaną angielszczyzną. – Dawniej wierzono, że to Bogowie… albo kosmici, którzy zasiedlili naszą ziemie ludźmi. Czytałam o tym parę lat temu, ale nie wiedziałam, że istniejecie naprawdę. Kiedyś charakteryzował was większy wzrost, większa czaszka, za którą prawdopodobnie krył się Wzrok Orła. Wtedy widzisz wszystko podobno inaczej. Na granatowo czy coś. Możesz odczytywać również emocje innych. – Wzruszyła ramionami – Z tego co czytałam kolor twoich oczu zmienia barwę na złoty, i z tego co widzę, jest to prawdą. Musisz tylko się skoncentrować.
Chłopak spojrzał na nią i zastanowił się. Postanowił spróbować… Connor spojrzał na zdjęcie i podniósł je z podłogi. Jego oczy znów zmieniły barwę. Faktycznie najpierw się tego wystraszył, ale teraz to zrozumiał. Miał granatowe pole widzenia, a dziewczyna stojąca obok niego miała niebieski odcień skóry. Zapewne była to neutralność. Connor spojrzał na nią zszokowany, ale nie odezwał się słowem wpatrując się w jej oczy pełne dobra. Później jego wzrok skierował się na kartkę na której słowa były jednoznaczne: „Chroń misia, ponad wszystko, synu!”.
– Mam chronić misia. – Szepnął zdezorientowany.
– Misia? – Zapytała dziewczyna. – Tego pluszowego co jest w twoim pokoju? – Zaśmiała się cicho. – To jakiś żart?
– Obawiam się, że nie. – Westchnął ciężko i przetarł twarz dłonią. Przestał skupiać uwagę na zdjęciu i zerknął na dziewczynę. Jego oczy wróciły do normalności. Były brązowe.
Nagle ich głowy podniosły się słysząc dźwięk naciskanej klamki. Do pokoju wszedł nikt inny jak sam Haytham Kenway.
– Co wy tu robicie?! – Zapytał zamiast dzień dobry.
Nastała cisza. Chłopak miał w dłoniach zdjęcie swojej matki, na biurku walała się prywatna korespondencja Haythama – głównie, rzeczy związane z jego nową pracą i paroma projektami dla Abstergo, a Claudia trzymała w dłoniach teczkę Connora. Lepiej być nie mogło, pomyślał Connor z ironią.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś, że jesteś moim ojcem?! – Wybuchnął chłopak, nie będąc pewnym czy dobrze robi. W sumie to co miał do stracenia?
– Connor ja… – Usta Haythama otworzyły się i zamknęły jakby mężczyzna był rybą wyciągniętą z wody. Nie wiedział co powiedzieć. Connor podniósł się z fotela mężczyzny i wybiegł z gabinetu z impetem trzaskając drzwiami.
– Jak długo wie? – Zapytał mężczyzna.
– Mniej więcej godzinę. Lepiej idź za nim. Ja tu posprzątam.. – Westchnęła dziewczyna rozglądając się po pomieszczeniu z lekkim strachem. Narobili nie złego bałaganu.
– Nie trzeba.
– Trzeba! Proszę iść za synem… – Warknęła dziewczyna, a jej ton głosu zmienił się. Mężczyzna spojrzał na drzwi i wyszedł.
***
Connor zatrzymał się dopiero na dachu. Oparł dłonie na kolanach i zaczął dyszeć. Czuł jak policzka go pieką, jak łzy cisną mu się do oczu. Westchnął ciężko parę razy i osunął się po ścianie na dach. Nie wiedział co ma myśleć o tym wszystkim. Dlaczego jego matka miała styczność z tak niebezpiecznym człowiekiem? Dlaczego zakochała się w… w templariuszu?
Chłopak chciał wrzeszczeć, zamiast tego ukrył głowę w kolanach. Haytham, dyrektor ośrodka, templariusz, jest jego ojcem?! Jak to możliwe? Chłopak prychnął i poczuł dłoń na swoim ramieniu. Podniósł głowę i spojrzał w oczy tak bardzo podobne do jego.
– Wiem jak to wygląda. – Westchnął ciężko Haytham wpatrując się w rozemocjonowanego chłopaka.
– Wydałeś wyrok na matkę?
– Co? – Haytham spojrzał na niego zdziwiony, wręcz zszokowany tym co usłyszał.
– Wydałeś wyrok śmierci na moją mamę?! – Jego ton głosu się podniósł i załamał. Haytham otworzył szeroko usta i oczy w szoku.
– Nie, Connor to nie tak…
– Nie jaki Charles odpowiada za jej śmierć! – Chłopak otworzył szeroko oczy i dodał jeszcze. – Teraz do mnie dotarło, że działał z twojego rozkazu!
– To nie możliwe. Nie wydałem takiej dyspozycji. Wręcz przeciwnie. Kazałem im porzucić poszukiwania pozostałości po Prekursorach. Tak samo mieli zapomnieć o jabłku edenu. Mieliśmy się skupić na bardziej praktycznych rzeczach. Nie chciałem jej narażać. Wiedziałem kim jest… wiedziałem, że jest Assassinką. Mimo to nie chciałem jej zmuszać do podejmowania takiej decyzji przejścia na stronę templariuszy. Connor, zrozum kochałem ją! – Mężczyzna podniósł ton i spojrzał na chłopaka z wyrzutem. – Przepraszam. – Mruknął na swoje zachowanie.
Zapadła cisza.
Connor nie odezwał się słowem. Zamyślił się na chwilę. Głównym powodem jego zachowania był brak zaufania, ale teraz… Connor nie wiedział co ma myśleć o tym wszystkim. Nie wiedział czy powinien ufać mężczyźnie, którego dopiero poznał, ale z drugiej strony. To jego ojciec. Marzył by poznać go. Zawsze marzył, by ojciec był jego autorytetem.
Przygryzł wargę.
Haytham pokręcił głową.
– Dlatego właśnie jak się dowiedziałem, że mój ojciec ma dla mnie jakąś głupią niespodziankę, nie chciałem przyjechać. Dopiero gdy wyjaśnił mi, że to jest związane z naszą rodziną, zgodziłem się i przyleciałem. Fakt byłem zszokowany, gdy dowiedziałem się że jesteś moim synem, ale cóż… mam nadzieję, że wybaczysz mi Istotnie nie powinienem był Cię stawiać w tak… niezręcznej sytuacji jak dowiedzenie się o wszystkim z papierów. Potrzebowałem paru dni, żeby poukładać sobie wszystko w głowie, a później wziąć Cię do siebie. Mam na Brooklynie mieszkanie. Dwu pokojowe bo takie wynajął mi ojciec.
– Czy Pan… – Chłopak pokręcił głową. – Czy dziadek był w szoku, że jestem twoim synem?
– Średnio… – westchną Haytham i wyciągnął do chłopaka rękę. Dotknął jego głowy, przesunął delikatnie palcami po jego włosach. – Czuję, że wiedział o tym od początku. – Mężczyzna zabrał rękę. Chłopak zmrużył oczy i wyglądało na to, że niedługo będzie musiał się wyprowadzić z domu dziecka.
– Mogę… – Odchrząknął przypominając sobie swój plan z wcześniej. – Mogę mieć do Pa… Do Ciebie prośbę? – zapytał niepewnie. Haytham uśmiechnął się i powoli skinął mu głową.
– Jasne proś o co chcesz…
– Mógłbyś zaadoptować Desmonda? Obiecuję, zajmę się nim! – Dodał od razu. – Znajdę pracę i…
– Spokojnie. – Haytham zaśmiał się cicho. – Nie ma takiej potrzeby. Większość dzieciaków z domu dziecka ma pozakładane fundusze inwestycyjne przez rodziców. Nie masz się czym martwić o pieniądze. Twoja mama zadbała o Ciebie, a teraz i ja zadbam by nic Ci nie brakowało. A raczej… wam. – Connor spojrzał na ojca ze wdzięcznością i przytulił się do niego mocno. Mężczyzna najpierw nie wiedział co ma zrobić, ale później odwzajemnił uścisk. – Chciałbym jednak najpierw wziąć wszystkie wasze rzeczy i zabrać rano do siebie.
– Okay. – Connor skinął mu szybko głową. – Spakujemy się, jak Desmond się tylko obudzi.
***
Rano Connor, zjadł śniadanie w towarzystwie Claudii i jej dziewczyny, która od samego rana zaczęła ją obrażać. Claudia jedynie zaciskała, coraz mocniej i mocniej ręce na spodniach i słuchała wywyższania się Monicy. Jej głowa była spuszczona w dół i wpatrywała się pustym wzrokiem w talerz. Connor delikatnie złapał dłoń dziewczyny pod stolikiem i ścisnął ją łagodnie. Dziewczyna wyrwana z letargu spojrzała przerażona na niego. Dopiero teraz zauważył łzy spływające jej po policzku. Nie odezwał się słowem.
Dziewczyna wstała z krzesła i wybiegła z jadalni, Connor podążył za nią spojrzeniem.
– Phii! Słabeusz. Co za idiotka! – Usłyszał szydzący głos Monicy. Connor obiecał sobie, że nie będzie się wtrącał w cudze sprawy, ale dziewczyna ewidentnie przegięła!
– Dosyć! – Warknął.
– O! Obrońca głupich, małych dziewczynek się znalazł. – Parsknęła Monica. Connor spojrzał na nią z taką niechęcią i nienawiścią, że dziewczyna natychmiastowo się zamknęła. Zacisnęła zęby na dolnej wardze i nic nie powiedziała.
– Sama jesteś głupia. – Stwierdził spokojnie chłopak. – Masz szczęście gówniaro, że wychodzę dzisiaj stąd bo inaczej byśmy sobie pogadali. – Mruknął, a dziewczyna straciła głos. Nie odezwała się słowem. Connor zadowolony z jej wyrazu twarzy wstał i pomachał do Desmonda, który o dziwo nie siedział z nim dzisiaj. Upatrzył sobie stolik dziecięcy z osobami w jego wieku. Chłopiec odmachał mu i zajadał się dalej kanapkami.
Connor zaczął szukać dziewczyny, nie pewny czy ta sobie czegoś nie zrobiła. Claudie siedziała skulona pod schodami i cicho łkała.
– Co się między wami wydarzyło? – Zapytał zaniepokojony stanem dziewczyny.
– N-N-Nic! – Wyłkała ostro.
– Nie kłam. – Przykucnął przy niej i złapał ją za rękę. – Pokłóciłaś się z Monicą? – Zgadywał.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, odwróciła głowę w bok i stwierdziła:
– Ta żmija ma kogoś na boku! Zerwałam z nią, a gdy ta zapytała „o co chodzi”, t-to powiedziałam j-je-ej, że z puszczalskimi s-s-sukami się nie umawiam. Ona zaczęła się śmiać i m-m-mówić jaka to ja zła i okropna nie jestem. Że daję sobą manipulować i ona chciała się mną pobawić. Dostała w twarz i uciekłam. – Powiedziała. – Wiesz, co jest najgorsze? – Szepnęła cicho.
– Co? – Spojrzał na nią i przytulił ją.
– Że ja ją naprawdę kocham… – Burknęła cicho. – Jestem naprawdę naiwna i głupia. – Szepnęła nieco spokojniej.
– Nie jesteś ani naiwna, ani głupia! Dobrze, że z nią zerwałaś. – Mruknął i spojrzał jej w oczy. – Ona jest mega nie wdzięczna.
– S-Serio?
– Tak. Nie widziałaś z jaką wyższością się unosiła stosunku do Ciebie? – Dziewczyna pokręciła głową i westchnęła cicho. – Poproszę ojca by dał Ci pokój z jakąś inną dziewczyną. Co ty na to? – Zapytał.
– J-jasne. – Szepnęła cicho i na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
Chłopak puścił do niej oczko.
– Nie przejmuj się.
– Connor?
– Co?
– Dzięki…
Connor wrócił do pokoju Po czym zaczął się pakować. Złożył ubrania i włożył je do podręcznej torby na ramię. Później wskoczył na łóżko i zaczął przenosić rzeczy z półki. Zaczął od zdjęcia, które przedstawiało śpiącego, dwuletniego chłopca na kolanach Ziio. Siedzieli pod drzewem. Connor uśmiechnął się i włożył je ostrożnie do torby. Ostatnia rzecz jaka była to jego ukochany, pluszowy, brązowy miś. Connor miał go od… zawsze.
Wziął go do ręki i westchnął ciężko. Już miał go schować do torby kiedy stało się coś dziwnego. Pluszowy korpus zaświecił. Zaciekawiony chłopak odwrócił go i zobaczył, że miś był szyty parę razy na pupie.
Nie wiedząc czemu Connor pociągnął za wystający sznureczek i… nitka pękła, a z misia wyleciało trochę puchowej watoliny i… Connor nie mógł uwierzyć własnym oczom. Tak! Na jego łóżku leżała brązowa, żłobiona i zdobiona kula, która przygasła w momencie gdy odsunęła się od ciepłej ręki Connora. Chłopak ukucnął i wziął ją do ręki. Zrobiło mu się słabo, a świat zaczął wirować wokół niego.
Nim się zorientował już leżał nieprzytomny na ziemi.
…******…

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz