Rozdział: 10. – Adopcja.
Po
tym jak Shay i Connor zostali sami, Haytham poszedł do gabinetu, gdzie czekała
na niego Aveline z gorącą kawą. Miała zieloną koszulkę ze śmiejącym się żółtym
kwiatkiem i ciemne jeansy. Jej czarne dredy były rozpuszczone, a nie spięte
czerwoną wstążką, przez co wyglądała naprawdę ładnie. Jej ręce skrzyżowały się
na wysokości piersi na widok mężczyzny, a na twarzy pojawił się łagodny uśmiech.
– O, już pan jest? – Powiedziała czule i
rozejrzała się po gabinecie, jakby czegoś chciała, ale nie wiedziała jak zagaić
temat. Mężczyzna usiadł na fotelu, a widząc, że kobieta nie wychodzi spojrzał w
jej rozbiegane oczy.
– Tak, już jestem. Chciałaś czegoś? –
Zapytał mężczyzna rozsiadając się w fotelu i biorąc z biurka stosik dokumentów.
Lubił czytać i wypisywać je. Uspokajało go to.
– Nie… – Powiedziała, ale szybko
zmieniła zdanie – um… znaczy tak. – Zastanowiła się przez kilka sekund. Co miała
do stracenia? W zasadzie to nic. – Czy mogłabym prosić o podwyżkę? – Zapytała
niemal łamiąc sobie palce. Haytham uniósł brew z nad kartki i spojrzał na nią
zaskoczony. Raczej spodziewał się czegoś innego. Może zaproszenia na randkę, na
którą i tak by odmówił?
Westchnął.
– Możesz liczyć na moje wsparcie. –
Mruknął do kobiety, a ta aż podskoczyła z radości. – A mogę wiedzieć czemu
potrzebujesz podwyżki? – Zapytał mężczyzna bardziej z ciekawości niż z jakichś
innych pobudek.
– Chciałabym zaadoptować Claudię i
potrzebuję większego mieszkania niż kawalerka na Bronx street. – Oczywiście mam
partnera, ale on mieszka w innym stanie i… i… – Zaczęła się jąkać. Kłamała i Haytham czuł to bardziej niż zapach
kawy, roznoszący się po pokoju.
– Nie martw się. – Mężczyzna zaśmiał
się. – Dostaniesz moje pozwolenie z partnerem czy bez niego. – Kobieta
otworzyła oczy szeroko. – Uważam, że będziesz świetną matką zastępczą. Nie
musisz kłamać, że masz kogoś. – Rzucił mężczyzna, a kobieta zarumieniła się, a
następnie zaczęła go przepraszać, ale ten tylko machnął ręką. – Nic się
niestało. – Mam jednak prośbę. – Powiedział znów patrząc w dokumenty. – Jak
Claudia od czasu do czasu zniknie z pod twojego mieszkania, albo w ogóle gdzieś
zniknie to nie martw się jest pod moją opieką.
– No dobrze… – Wzruszyła ramionami. –
Przynajmniej mam pewność, że będzie bezpieczna. – Westchnęła cicho kobieta.
Mężczyzna
sięgnął po kubek z kawą i upił łyk. Była zaskakująco smaczna, jak na lurę ze
zwykłym mlekiem i odrobiną cukru. A jednak jego kubki smakowe były
przyzwyczajone do trochę innych standardów, niemniej jednak ta też niebyła zła.
– Jeżeli będziesz potrzebować pożyczki,
albo pomocy w przeprowadzce, po prostu przyjdź do mnie, a ja pomogę Ci. – Rzucił
gwałtownie zmieniając temat, jakby od niechcenia nim zanurzył się w papierach.
– O-oczywiście. Dziękuję. – Rzuciła
zaskoczona. – Nie będę już Panu przeszkadzać. –
Już chciała wyjść, ale Haytham ją zatrzymał. Wyciągnął kartkę z biurka
wciąż wpatrzony w dokumenty, a następnie podał ją kobiecie. Ta zaskoczona,
przyjęła ją ruchem dłoni.
– Wypisz to, a jak skończysz połóż na moim
biurku. – Mężczyzna przełożył kartkę na drugą stronę i złożył podpis. – To
umowa adopcyjna. – Stwierdził spokojnie.
***
Connor porozmawiał z Shay’em o
wszystkim i niczym, Po czym poszedł do Claudii, która siedziała na półpiętrze. Intensywnie
patrzyła przez okno na przejeżdżające samochody i ludzi. Jedną nogę miała
zgiętą w kolanie i opartą o parapet, drugą opierała o ziemię.
– Hej. – Rzucił Connor, a ta aż podskoczyła,
zaskoczona jego widokiem, natychmiast chowając zabandażowane dłonie do kieszeni
jego bluzy.
– Cześć… – Powiedziała i zeskoczyła z
parapetu. – Co tu robisz?
– Przyszedłem zapytać co ukrywasz przede
mną. – Powiedział niechętnie.
– Chciałabym Ci powiedzieć, ale nie wiem
jak to przyjmiesz. – Powiedziała niepewnie. – Nie chcę byś był zły na mnie, ale
póki nie zemszczę się na tych, którzy…
– Więc oto chodzi. Czy mój ojciec Cię
trenuje? – Zapytał Connor nie kryjąc irytacji. Jak on mógł przed nim to ukryć?! Jak? Zacisnął dłonie tak mocno, że paznokcie wbiły mu się w skórę,
a knykcie mu pobielały.
– Connor on zna to środowisko… zna każdy
ich punkt. Jestem szczęśliwa, że wielki mistrz templariuszy mnie trenuje. –
Złapała go za rękę, ale ten wyrwał ją. Connor
spojrzał na jej twarz, która zrobiła się nagle smutna i pusta. – Przepraszam. –
Zgarbiła się i zacisnęła oczy, jakby oczekiwała na cios, ze strony Connora. Nic
takiego się jednak niestało. Chłopak był w szoku. Claudia uchyliła powieki i
spojrzała mu w oczy.
– Co Ci jest? – Zapytał zaskoczony Connor.
– Nic… ja… to przez Monice. Biła mnie,
gdy tylko coś poszło nie po jej myśli, albo wyżywała się psychicznie na mnie. –
Zmienili temat, przez co była mu wdzięczna. – To po prostu mój odruch. Forma
obrony… nazywaj to, jak chcesz. – Wzruszyła ramionami. Były ze sobą dwa lata.
Na początku było bardzo fajnie, aż któregoś dnia po prostu jej odbiło.
Przestała ją szanować. Wyżywała się na niej, biła ją za nic. Żeby nikt się nie zorientował,
parę razy ukradła ze sklepu rzeczy do make-upu i robiła go sobie. Dopiero, gdy
Connor się do nich odezwał i zaczął ją w pewnym stopniu bronić; Zrozumiała, że
to nie jest życie, a ona sama nie jest taka zła. Odcięła się od starych
znajomych. Wróciła do pisania listów ze swoją starą przyjaciółką, z którą straciła
kontakt przez właśnie Monicę. Przez pisanie listów dowiedziała się też, że
rodzice Tobi zamierzają ją adoptować, przez co ta była bardzo szczęśliwa. Jej
szczęście nie było jednak długie, ponieważ Tobi i jej rodzice zginęli. Nie były
zbyt mądre i źle ukrywały ślady. Prawdopodobnie wisiorek wysłała jej w formie
przeprosin, że nie mogą mieszkać razem. Nie wiedziała, jak go znalazła, ale była
pewna, że nie trwało to długo. Miała też nadzieję, że nie cierpiała zbyt długo
przez nią.
Connor ujął jej dłonie w delikatny
sposób.
– A co Ci się w rękę stało? – Zapytał Connor
nie do końca będąc pewnym czy chce wiedzieć.
– Nic. – Wzruszyła ramionami.
– Claudia. – Connor niemal jęknął
błagalnie.
– No co mam Ci powiedzieć?! To od broni
palnej uczyłam się strzelać! Pasuje? – Zapytała zdenerwowana.
– Masz
zaprzestać tych treningów! – Warknął zirytowany.
– Nie porzucę zemsty! – Rzuciła zirytowana.
– A co ona Ci da?! Przywróci twoją
przyjaciółkę do życia?
Plask. Plask
odbił się głuchym echem od pustych ścian korytarza. Connor dostał w twarz z
otwartej dłoni. Wiedział, że przegiął, ale dziewczyna też.
– Myślałam, że zrozumiesz! Ty który stracił
matkę w tak tragicznych okolicznościach. Widziałam akta Connor, wiem jak twoja
mama zginęła. I nie mów, że nie chcesz zemsty! – Wykrzyczała mu prosto w twarz.
Connor otworzył i zamknął usta. To prawda, nienawidził templariuszy z całego
serca, ale nie umiał by zabić człowieka.
Był pieprzonym
piętnastolatkiem. Piętnastolatkiem, który był dodatkowo Assassinem. A
haszaszyni to przecież saraceńscy cisi zabójcy i czy tego chciał czy nie, czuł,
że wkrótce będzie musiał zabić kogoś. Wyczuwał to. To była jego zmora… Od
dziecka wyczuwał zagrożenie i stronił od niego jak tylko mógł.
Westchnął uspokajając się.
– Masz rację. Chcę, nie… Chciałem
zemsty. – Westchnął cicho i spuścił głowę. – Ale…
– Ale co?!
– Ja… – Connor nie wiedział co powiedzieć.
Przypomniał sobie, wzrok jego matki. Przypomniał sobie co się z nią stało. –
Masz rację. Powinniśmy się zemścić. Ty za przyjaciółkę, ja za moją matkę. –
Rzucił chłodno. Dziewczyna przytuliła
się do niego zaplotła dłonie na jego karku i pocałowała go w policzek.
– Nie chcę Cię do niczego zmuszać.
– Nie. Nie zmuszasz mnie, ale ja nie
będę trenować z ojcem. Po proszę dziadka o treningi, ale nic nie mów
Haytham’owi. – Rzucił prosząco, na co dziewczyna przytaknęła.
***
Haytham złożył wszystkie dokumenty i
dał ostatni podpis pod jednym z nich. Podrapał się po policzku i rozprostował stare
kości. Ziewnął ze zmęczenia, a później usłyszał pukanie do drzwi. Rozsiadł się
wygodnie i zaprosił gościa do środka.
– Proszę. – Powiedział. Drzwi się
otworzyły i do środka wkroczył nonszalanckim krokiem nikt inny jak Shay.
– Co słychać w wielkim świecie? –
Zapytał Shay rozsiadając na biurku i zaczął beztrosko zmachać nogami.
– Musimy przyspieszyć operacje O.J.E.
– O! To już? – Zapytał Shay uśmiechając
się słodko.
– Tak. Chyba wolę twoje bezczelne
towarzystwo, niż wymordowanie wszystkich w ośrodku.
– Widzę, że przywiązałeś się już do tego
miejsca. Nie dziwię się mają tu luksusy. W żadnym bidulu nie było tak
zajebiście jak tu. Nawet w tym waszym. – Puścił mu oczko i wyciągnął gumy do żucia
z kieszeni spodni. – Chcesz? – Zapytał, a Haytham pokręcił przecząco głową. – Twoja
strata.
– Może. Od kogo planujesz zacząć? –
Zapytał Haytham. Shay wzruszył ramionami.
– Nie ma tu zbyt wielu starszych
dzieciaków. – Wsunął listek orbitki do ust. – Notabene chyba od nich powinienem
zacząć, bo raczej bachorstwo nie będzie nic wiedzieć. – Jestem tego wręcz
pewny. Potrzebuję tydzień, może miesiąc.
Muszę wpasować się, poobserwować, dopasować do nich. – Zrobił balon z gumy i
pęknął go.
– Nikogo nie zabijaj. – Ostrzegł
mężczyzna.
– Nie zabiję. To ty od tego jesteś. –
Zaśmiał się perliście Shay i zeskoczył z biurka. – A nawet, gdybym chciał to… –
wziął wdech i spojrzał mu głęboko w oczy posyłając mrożące krew w żyłach
spojrzenie. – nie mam czym. – Dokończył chociaż Haytham wiedział, że to
kłamstwo.
Ciężko było mu zapomnieć o
incydencie z przed pół roku, gdzie Shay skręcił jednemu z pracowników Abstergo
kark tylko dlatego, że ten krzywo na niego spojrzał. Haytham doskonale zdawał
sobie sprawę, że Shay jest po prostu chodzącą maszyną do zabijania i ma trochę
nie równo pod sufitem. Wiedział też, że chłopak na pewno ma jakiś plan, a źle
zrośnięte żebra i siniaki były tylko i wyłącznie jedną z wielu „drobnych” urazów,
które miał po misjach. Raz mu się nie przyznał i dopiero, gdy zemdlał odkryto,
że ma kilka połamanych żeber. Natychmiast chłopak dostał reprymendę i wiedział
już, że ma zgłaszać takie rzeczy.
Mężczyzna poprosił jeszcze o raport
z pierwszego dnia, w którym był w domu dziecka. A ten powiedział mu o tym co
mówił do Connora i Desmonda. O tym jak świetnie odegrał swoją rolę skatowanego
i zmacanego dzieciaka, również wspomniał, nie umniejszając sobie tego iż
powinien dostać za to Oskara. Haytham odchrząknął, ale nic więcej nie dodał.
***
Minęło kilka tygodni i Connor zaczął treningi z Edwardem, a Claudia wciąż
ćwiczyła z Haythamem. Oboje byli dumni ze swoich postępów, a ich nauczyciele z
nich.
Dzisiejszy dzień był wyjątkowo
zimny, na dworze padał deszcz, a Claudia i Connor spali nago w swoich
objęciach. Przykryci jedynie cienką kołdrą. Byli u dziewczyny, która niedawno przeprowadziła
się z Aveline do nowego dwu osobowego mieszkania. Mieszkali w dzielnicy Assassinów.
Dziewczynę obudziło chrapnięcie Connora, który spał w uroczy sposób. Dziewczyna
musnęła jego policzek tak delikatnie, że chłopak nawet tego nie poczuł,
uśmiechnęła się i podniosła z łóżka. Poszła do łazienki. Wzięła kąpiel i
wróciła do pokoju. Connor właśnie się budził.
– Dzień
dobry śpiochu. – Mruknęła z zawadiackim uśmiechem przechodząc po pokoju goła,
po ubrania. Connor obserwował ją jak wygłodniały wilk. Gdy wciągnęła czarne
majtki i zapięła czarny stanik chłopak pociągnął ją do pocałunku trwającego
parę sekund. – Pójdę zrobić śniadanie, a później idziemy na swoje treningi. –
Wstała z jego ud i szybkim ruchem założyła jeansy.
– Jak
Ci idzie? – Zapytał, a dziewczyna zgarnęła ubrania z podłogi.
– Dobrze… Wręcz bardzo dobrze. –
Powiedziała.
– Aveline za ile wraca? – Zapytał
Connor, a dziewczyna wzruszyła ramionami.
– Za jakąś godzinę. – Mruknęła. – Chcesz
mi pomóc z tym śniadaniem? – Kusząco poruszyła biodrami.
– Wiesz… zjadłbym co innego niż
śniadanie. – Zaśmiał się chłopak, a ta rzuciła w niego bokserkami udając
irytację.
– Pfff… Typowy facet… ZBOK! –
Zapiszczała śmiejąc się, Connor również się zaśmiał. – Ubieraj się. Na seks
przyjdzie pora, później. – Mruknęła
rozbawiona.
Dziewczyna ubrała jasno różową bluzę
bez kaptura, a na tyłek wciągnęła obcisłe spodnie, które idealnie podkreślały
jej seksowny tyłek. Westchnęła i spojrzała na Connora, który też był już
gotowy. Ruszyli do kuchni przez zimny korytarz. Zrobiła kanapki i gorącą
herbatę, Po czym musieli iść na trening. Dziewczyna zgarnęła jeszcze plecak. Connor
wysłał SMS’a do ojca, że spotkają się wieczorem, a Claudia ruszyła wolnym truchtem
do Abstergo Industries.
Na
ostatnim treningu dziewczyna dostała ostro w kość od Haythama za złe ułożenie
nóg podczas strzelania, bo co chwila traciła równowagę. Dzisiaj miała jednak
mieć trochę inne ćwiczenia. Miała iść na boks. Była tym strasznie zaciekawiona
i chciała aby Haytham wziął ją tam od razu, ale ten jedynie stwierdził, że
dopiero, gdy opanuję strzelanie na minimalnym poziomie zabierze ją na ring.
Jednak ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu, bo im bardziej dziewczyna się
starała, tym gorzej jej szło.
Mężczyzna
już czekał na Claudię przed siedzibą organizacji templariuszy wpatrzony w smartfona.
Odpisywał na jakiegoś SMS’a. Na sobie miał strój sportowy i torbę na ramieniu. Zaciekawiona dziewczyna nie omieszkała zapytać
co się dzieje, ale otrzymała tylko krótką odpowiedź aby się tym nie interesowała.
Ta naburmuszyła się jedynie, ale nic nie powiedziała.
Ruszyli do klubu bokserskiego, gdzie
przywitało ich parę osób. Dwie osoby trenowały na ringu, a reszta, albo czekała
na swoją kolej, albo pili jakieś koktajle. Długonogie dziewczyny paradowały w koszulkach
odsłaniających brzuchy i miały krótkie spodenki.
– Idziesz? – Zapytał mężczyzna z
ciekawością widząc jak dziewczyna rozdziawia buzię.
– Idę… – Odchrząknęła.
– Damska przebieralnia po lewej. –
Powiedział mężczyzna. Zdjął z ramienia torbę i postawił ją na ziemi. Rozpiął ją
i wyciągnął ochraniacze na ręce i damskie rękawice bokserskie. Dziewczyna
poszła się przebrać, a gdy wróciła wszyscy zaczęli się na nią patrzeć. Miała na
sobie czerwony strój do ćwiczeń, który idealnie, obciskał jej ciało. Nie był za
mały. Był po prostu dopasowany. Odchrząknęła, a Haytham zaśmiał się cicho na
reakcje młodzików, chociaż niemożna było powiedzieć bo, on też zawiesił oko na
dziewczynie, przez parę sekund.
– Gdzie idziemy? – Zapytała starając się
ignorować wszystkie bezczelne spojrzenia i komentarze. Gdy jednak jeden z templariuszy
klepnął ją w tyłek niewytrzymała. Rzuciła się na niego i przywaliła mu z kolana
w krocze tak mocno, że koleś zgiął się w pół. Nie miała zamiaru patyczkować się
z takimi debilami.
– Do prywatnej Sali. – Uśmiech Haythama
był przerażająco szczery. – Dobrze zrobiłaś. – Mruknął jeszcze.
Prywatna sala była wyposażona w
drążki, sprzęt do ćwiczeń, ciężarki i wielki ring. To tu były robione wszystkie
walki bokserskie. Dziewczyna nigdy nie interesowała się boksem, ale słyszała,
że do tego klubu przychodzi głównie elita. Nie tylko, żeby pooglądać walki, ale
i żeby poćwiczyć. Haytham założył na ręce, dwa ochraniacze i wszedł na ring.
Jak na osobę w jego wieku zrobił to bardzo sprawnie i szybko. Dziewczyna weszła
za nim.
– Zakładaj swoje rękawice. – Rzucił
mężczyzna, a dziewczyna spojrzała na niego zawstydzona. – Leżą za tobą. –
Haytham przewrócił oczami, a dziewczyna zdziwiła się. – Mamy godzinę dla
siebie.
***
Po czterdziestu minutach ciągłego
instruowania dziewczyny, mężczyzna mógł śmiało stwierdzić, że gdyby nie była
Assassinką mogłaby być bokserem w damskiej wersji. Dziewczyna miała
niesamowicie dużo siły i tylko i wyłącznie fakt, że Haytham był sprawniejszy i
szybszy dziewczyna, co wstyd przyznać rozłożyła by go na łopatki. Nie
powiedział jej tego jednak.
– Nie źle. – Rzucił jedynie i zdejmując
duże gąbczaste ochraniacze z rąk. – Idź jeszcze na bieżnie i będziemy uciekać.
– Mogę sekundę odsapnąć? – Zapytała.
– Wrogowi też powiesz, poczekaj, muszę
bo muszę odsapnąć?
Te słowa ją zmotywowały.
– Przypominam Ci twój cel. Chcesz
zemsty. Jak Cię mnóstwo ludzi napadnie to nie powiesz im czekajcie, bo muszę
odpocząć. Jutro trening bronią białą, a za tydzień w piątek biorę Cię za miasto
i poćwiczysz na kukłach, w zimnie i deszczu. Takim jak dzisiaj… – Rzucił, a
dziewczyna przeszła przez sznur i zaczęła iść z nową motywacją na bieżnię. –
Napiszę do Aveline żeby przyszła do nas na obiad. Należy Ci się porządny
odpoczynek, gdy tylko skończysz biegać. – Mruknął mężczyzna.
***
Connor wrócił wieczorem. Trening
udał się perfekcyjnie i był wstanie zabić już mnóstwo templariuszy. Jutro
dziadek dał mu dzień wolny i chłopak miał nadzieję, że Claudia pójdzie z nim do
kina. Gdy wszedł do mieszkania poczuł woń domowej kolacji. Zaskoczony zdjął
szybko buty i poszedł do kuchni.
– Hej tato. Co tak pachnie? – Zapytał,
ale zamiast Haythama zobaczył Aveline i Desmonda, którzy piekli bekon na
kanapki i kroili pomidory. Jego dziewczyna i ojciec spali na kanapach. Aveline
przykryła ich kocem. – Długo śpią? – Zapytał chłopak cicho.
– Wróciliśmy z Desmondem dopiero z
zakupów, więc nie wiem. – Kobieta wzruszyła ramionami. – Ale przypuszczam, że mogą
spać z jakieś pół godziny. – Postanowiliśmy zrobić wam domową kolację. – Jak
miała w zwyczaju poczochrała Connora po głowie.
– Dziękuję doceniam. – Connor poszedł do
łazienki by umyć ręce. Odrobina odpoczynku przyda się każdemu. On też był
zmęczony i marzył o szybkiej kolacji i
łóżku. Nawet kąpać mu się za bardzo nie chciało. Wrócił do kuchni i zaczął
rozkładać talerze na blacie kuchennym, który robił też za miejsce do jedzenia.
Kobieta nałożyła kanapki i podała je chłopakowi.
Desmond obudził w tym czasie
śpiochów, którzy niechętnie wstali z sof i poszli do kuchni.
– Ale pachnie. – Mruknął Haytham.
Claudia przeciągnęła się i przytuliła do Connora, mając zamknięte oczy.
– Budzimy się. – Connor zaśmiał się i wplótł
ręce we włosy dziewczyny, która uchyliła jedno oko i prychnęła cicho. Zamknęła
oczy i wymamrotała, że jest padnięta.
– Długo trenowaliście? – Zapytał Connor.
– Dwie godziny. – Wyburczała w jego
klatkę piersiową. Haytham uniósł brew, Aveline postawiła kubki trochę za mocno,
a Desmond jak to Desmond zakręcił się wokół własnej osi na obrotowym prześle.
– Czyli wiesz? – Zapytał Haytham, a
Connor spojrzał ojcu głęboko w oczy.
– Tak, ale mam nadzieję, że nie
przeciągasz ją na swoją stronę. – W głosie chłopaka była nuta groźby.
– Nie mam zamiaru. – Skłamał mężczyzna,
ale Connor tego nie wyczuł. Znaczy… Haytham sam nie wiedział czego chce. Jeśli
Shay nie dostanie informacji o jabłku to będzie musiał zrekrutować dziewczynę.
Do tego jednak czasu nie mieszał jej w głowie. Nie miał potrzeby. Ziewnął i
poczuł wibrację w kieszeni spodni. Wziął telefon i odebrał. Na ekranie pokazał
się napis „Shay Cormac”. – Zaraz wracam. – Mruknął Haytham i odbierając
smartfona i wychodząc z mieszkania.
– A temu co? – Zapytała Aveline, ale nie
otrzymała odpowiedzi na swoje pytanie. – A powiecie mi chociaż jaki trening? O
co tu chodzi? – Znowu cisza. Kobieta westchnęła. – No dobra. Jedzenie gotowe.
***
Shay coś wyniuchał. Haytham czuł to.
– Od razu mówię… nie spodobają Ci się informacje,
które mam. – Rzucił chłopak bez przywitania. Mężczyzna przełknął ślinę, ale
czekał na kontynuacje. – Była dziewczyna Claudii powiedziała, że podsłuchała
rozmowę Connora i Claudii, gdy byli w pokoju i usłyszała o Jabłku Edenu.
Stwierdziła też, że gdy złapała za klamkę by ich przyłapać na czymś
niestosownym, poczuła siłę taką jakby coś ją zmuszało do pójścia sobie.
– Czyli sugerujesz, że albo Connor, albo
Claudia mają Jabłko? – Zapytał mężczyzna.
– Tak.
Na twarz Haythama zagościła
wściekłość wymieszana z przerażeniem. Przecież jabłko zaginęło w tą cholerną
noc, gdy był bal dobroczynny! Jak Ziio je
odzyskała? Haytham tego nie wiedział. Najgorsze jednak było to, że miał
artefakt pod nosem, a nic z tym nie zrobił. Nawet się nie zorientował. Westchnął.
Wiedział, że jeśli nic nie zrobi Claudii i Connorowi stanie się krzywda.
– Nie podejmujcie żadnych działań. Ja…
sam to załatwię. – Westchnął. Nie wiedział jak ma to zrobić, ale jakoś musiał.
Wrócił do mieszkania. Chowając telefon do kieszeni, założył na twarz maskę
chłodu i stonowania. – Connor. Jak zjecie muszę z Tobą porozmawiać. – Mruknął,
biorąc sobie dwie kanapki na talerz.
– Może Claudia zostać na noc? – Zapytał
chłopak, ale Haytham spojrzał na nich groźnie i pokręcił głową.
– Nie dzisiaj. – Stwierdził tonem
nieznoszącym sprzeciwu.
– No dobrze. – Mruknął Connor.
– Jutro się zobaczycie. Daje Ci wolne. –
Rzucił mężczyzna.
Connor ukontentowany tym wszystkim
zaprosił dziewczynę do kina, a ta szybko się zgodziła.
Po zjedzeniu zrobionej przez Aveline
i małego Desmonda kolacji, Claudia i Aveline pożegnali się i wyszły. Haytham
położył Desmonda spać i wrócił do Connora, który siedział w salonie. Już z daleka
chłopak wyczuł, że mężczyzna był zdenerwowany.
– Co się stało? – Zapytał biorąc kubek z
gorącą herbatą do ręki.
– Nawet nie wiem jak o to zapytać. –
Przyznał mężczyzna i usiadł w wygodnym fotelu naprzeciwko syna. – Wiem, że masz przede mną tajemnicę.
– Jestem nastolatkiem, mam sporo
tajemnic. – Przyznał chłopak upijając łyk z kubka.
– Rozumiem, ale chyba wiesz o czym teraz
mówię? – Zapytał, a jego oczy zmieniły barwę na złote. Connor przełknął ślinę.
– Skąd wiesz? – Zapytał chłopak nie
wiedząc do końca co ma powiedzieć.
– Mam swoich informatorów. – Rzucił
mężczyzna, a na jego wargach pojawiło się coś na wzór uśmieszku. Connor zrobił
wielkie oczy, ale szybko zrozumiał, że to czego chce mężczyzna nie może trafić
w jego łapy. – Gdzie to jest? – Zapytał chłodno mężczyzna.
– Nie powiem Ci!
– Connor do jasnej cholery! – Jęknął
błagalnie Haytham. – Jeśli mi nie powiesz, gdzie jest to cholerne Jabłko, to
zrobią to moi ludzie. A oni nie będą tacy mili. – Warknął i zacisnął zęby na
wardze. Rozum mu podpowiadał, że nawet, gdyby torturowali chłopaka i
doprowadzili go na skraj zniszczenia, załamania nerwowego ten i tak by nic nie
powiedział. Westchnął. Nie wiedział jak przekonać chłopaka, żeby ten mu zaufał.
Czuł, że jeżeli go zdradzi ten mu tego nigdy nie wybaczy, ale z drugiej strony
chciał na wszystko co istnieje chronić syna przed łaską i nie łaską jego ludzi.
– Proszę, powiedz mi, gdzie to jest! – Powiedział zirytowany. – Ja naprawdę nie
chcę by stała Ci się krzywda. – Wykrztusił z trudem. Nie przypuszczał, że
będzie musiał kiedykolwiek wypowiedzieć to zdanie. Jego duma właśnie musiała
schować się do kieszeni.
– Ale
ja radzę sobie doskonale sam. – Burknął nie zadowolony chłopak, że jest
traktowany jak małe, pięcioletnie dziecko.
– To
że sobie radzisz to wiem, ale jak nastawią pułapkę to co zrobisz? – Zapytał
spokojnie.
– Pokonam
ich? – Rzucił heroicznie chłopak bawiąc się na wpół pustym kubkiem.
– Pokonasz
dziesięciu chłopa samemu? – Zapytał kpiąco mężczyzna i parsknął śmiechem. – Zwiną
Cię, będą torturować. Chcesz tego?
Nastała
cisza. Mężczyzna patrzył synowi w oczy. Widział jak ten chce coś powiedzieć,
ale nie był pewien jak to zrobić. W końcu się odezwał:
– Ja
po prostu nie chcę być zniewolony. – Mruknął. – Nie chcę być marionetką bez
uczuć, bez własnej woli. Teraz robię to na co mam ochotę, a jak oddamy wam
jabłko to nie będzie wolności. Wybijecie wszystkich Assassinów do nogi. Zostanę
tylko ja, Desmond i ewentualnie moja dziewczyna. Z czasem staniemy się tacy jak
wy. Bez uczuć. – Rzucił Connor. Haytham wstał. Chłopak miał rację, ale nie mógł
mu tego przyznać. Co prawda mężczyzna chciał by Assassini byli równi
templariuszom, ale również zdawał sobie sprawę, że jest to nie wykonalne.
Telefon
Haythama znów zaburczał w kieszeni. Spojrzał na niego i zaskoczony odczytał
SMS’a na głos.
– Mają
Claudie. Ma Pan natychmiast przyjechać do Abstergo – Elise.
…******…

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz