środa, 10 lutego 2021

Part: 10 – Adopcja.

 

Rozdział: 10. – Adopcja.

Po tym jak Shay i Connor zostali sami, Haytham poszedł do gabinetu, gdzie czekała na niego Aveline z gorącą kawą. Miała zieloną koszulkę ze śmiejącym się żółtym kwiatkiem i ciemne jeansy. Jej czarne dredy były rozpuszczone, a nie spięte czerwoną wstążką, przez co wyglądała naprawdę ładnie. Jej ręce skrzyżowały się na wysokości piersi na widok mężczyzny, a na twarzy pojawił się łagodny uśmiech.

          O, już pan jest? – Powiedziała czule i rozejrzała się po gabinecie, jakby czegoś chciała, ale nie wiedziała jak zagaić temat. Mężczyzna usiadł na fotelu, a widząc, że kobieta nie wychodzi spojrzał w jej rozbiegane oczy.

          Tak, już jestem. Chciałaś czegoś? – Zapytał mężczyzna rozsiadając się w fotelu i biorąc z biurka stosik dokumentów. Lubił czytać i wypisywać je. Uspokajało go to.

          Nie… – Powiedziała, ale szybko zmieniła zdanie – um… znaczy tak. – Zastanowiła się przez kilka sekund. Co miała do stracenia? W zasadzie to nic. – Czy mogłabym prosić o podwyżkę? – Zapytała niemal łamiąc sobie palce. Haytham uniósł brew z nad kartki i spojrzał na nią zaskoczony. Raczej spodziewał się czegoś innego. Może zaproszenia na randkę, na którą i tak by odmówił?

Westchnął.

          Możesz liczyć na moje wsparcie. – Mruknął do kobiety, a ta aż podskoczyła z radości. – A mogę wiedzieć czemu potrzebujesz podwyżki? – Zapytał mężczyzna bardziej z ciekawości niż z jakichś innych pobudek.

          Chciałabym zaadoptować Claudię i potrzebuję większego mieszkania niż kawalerka na Bronx street. – Oczywiście mam partnera, ale on mieszka w innym stanie i… i… – Zaczęła się jąkać.  Kłamała i Haytham czuł to bardziej niż zapach kawy, roznoszący się po pokoju.

          Nie martw się. – Mężczyzna zaśmiał się. – Dostaniesz moje pozwolenie z partnerem czy bez niego. – Kobieta otworzyła oczy szeroko. – Uważam, że będziesz świetną matką zastępczą. Nie musisz kłamać, że masz kogoś. – Rzucił mężczyzna, a kobieta zarumieniła się, a następnie zaczęła go przepraszać, ale ten tylko machnął ręką. – Nic się niestało. – Mam jednak prośbę. – Powiedział znów patrząc w dokumenty. – Jak Claudia od czasu do czasu zniknie z pod twojego mieszkania, albo w ogóle gdzieś zniknie to nie martw się jest pod moją opieką.

          No dobrze… – Wzruszyła ramionami. – Przynajmniej mam pewność, że będzie bezpieczna. – Westchnęła cicho kobieta.

Mężczyzna sięgnął po kubek z kawą i upił łyk. Była zaskakująco smaczna, jak na lurę ze zwykłym mlekiem i odrobiną cukru. A jednak jego kubki smakowe były przyzwyczajone do trochę innych standardów, niemniej jednak ta też niebyła zła.

          Jeżeli będziesz potrzebować pożyczki, albo pomocy w przeprowadzce, po prostu przyjdź do mnie, a ja pomogę Ci. – Rzucił gwałtownie zmieniając temat, jakby od niechcenia nim zanurzył się w papierach.

          O-oczywiście. Dziękuję. – Rzuciła zaskoczona. – Nie będę już Panu przeszkadzać. –  Już chciała wyjść, ale Haytham ją zatrzymał. Wyciągnął kartkę z biurka wciąż wpatrzony w dokumenty, a następnie podał ją kobiecie. Ta zaskoczona, przyjęła ją ruchem dłoni.

          Wypisz to, a jak skończysz połóż na moim biurku. – Mężczyzna przełożył kartkę na drugą stronę i złożył podpis. – To umowa adopcyjna. – Stwierdził spokojnie.

***

            Connor porozmawiał z Shay’em o wszystkim i niczym, Po czym poszedł do Claudii, która siedziała na półpiętrze. Intensywnie patrzyła przez okno na przejeżdżające samochody i ludzi. Jedną nogę miała zgiętą w kolanie i opartą o parapet, drugą opierała o ziemię.

          Hej. – Rzucił Connor, a ta aż podskoczyła, zaskoczona jego widokiem, natychmiast chowając zabandażowane dłonie do kieszeni jego bluzy.

          Cześć… – Powiedziała i zeskoczyła z parapetu. – Co tu robisz?

          Przyszedłem zapytać co ukrywasz przede mną. – Powiedział niechętnie.

          Chciałabym Ci powiedzieć, ale nie wiem jak to przyjmiesz. – Powiedziała niepewnie. – Nie chcę byś był zły na mnie, ale póki nie zemszczę się na tych, którzy…

          Więc oto chodzi. Czy mój ojciec Cię trenuje? – Zapytał Connor nie kryjąc irytacji. Jak on mógł przed nim to ukryć?! Jak? Zacisnął dłonie tak mocno, że paznokcie wbiły mu się w skórę, a knykcie mu pobielały.

          Connor on zna to środowisko… zna każdy ich punkt. Jestem szczęśliwa, że wielki mistrz templariuszy mnie trenuje. – Złapała go za rękę, ale ten wyrwał ją.  Connor spojrzał na jej twarz, która zrobiła się nagle smutna i pusta. – Przepraszam. – Zgarbiła się i zacisnęła oczy, jakby oczekiwała na cios, ze strony Connora. Nic takiego się jednak niestało. Chłopak był w szoku. Claudia uchyliła powieki i spojrzała mu w oczy.

          Co Ci jest? – Zapytał zaskoczony Connor.

          Nic… ja… to przez Monice. Biła mnie, gdy tylko coś poszło nie po jej myśli, albo wyżywała się psychicznie na mnie. – Zmienili temat, przez co była mu wdzięczna. – To po prostu mój odruch. Forma obrony… nazywaj to, jak chcesz. – Wzruszyła ramionami. Były ze sobą dwa lata. Na początku było bardzo fajnie, aż któregoś dnia po prostu jej odbiło. Przestała ją szanować. Wyżywała się na niej, biła ją za nic. Żeby nikt się nie zorientował, parę razy ukradła ze sklepu rzeczy do make-upu i robiła go sobie. Dopiero, gdy Connor się do nich odezwał i zaczął ją w pewnym stopniu bronić; Zrozumiała, że to nie jest życie, a ona sama nie jest taka zła. Odcięła się od starych znajomych. Wróciła do pisania listów ze swoją starą przyjaciółką, z którą straciła kontakt przez właśnie Monicę. Przez pisanie listów dowiedziała się też, że rodzice Tobi zamierzają ją adoptować, przez co ta była bardzo szczęśliwa. Jej szczęście nie było jednak długie, ponieważ Tobi i jej rodzice zginęli. Nie były zbyt mądre i źle ukrywały ślady. Prawdopodobnie wisiorek wysłała jej w formie przeprosin, że nie mogą mieszkać razem. Nie wiedziała, jak go znalazła, ale była pewna, że nie trwało to długo. Miała też nadzieję, że nie cierpiała zbyt długo przez nią.

            Connor ujął jej dłonie w delikatny sposób.

          A co Ci się w rękę stało? – Zapytał Connor nie do końca będąc pewnym czy chce wiedzieć.

          Nic. – Wzruszyła ramionami.

          Claudia. – Connor niemal jęknął błagalnie.

          No co mam Ci powiedzieć?! To od broni palnej uczyłam się strzelać! Pasuje? – Zapytała zdenerwowana.

          Masz  zaprzestać tych treningów! – Warknął zirytowany.

          Nie porzucę zemsty! – Rzuciła zirytowana.

          A co ona Ci da?! Przywróci twoją przyjaciółkę do życia?

Plask. Plask odbił się głuchym echem od pustych ścian korytarza. Connor dostał w twarz z otwartej dłoni. Wiedział, że przegiął, ale dziewczyna też.

          Myślałam, że zrozumiesz! Ty który stracił matkę w tak tragicznych okolicznościach. Widziałam akta Connor, wiem jak twoja mama zginęła. I nie mów, że nie chcesz zemsty! – Wykrzyczała mu prosto w twarz. Connor otworzył i zamknął usta. To prawda, nienawidził templariuszy z całego serca, ale nie umiał by zabić człowieka.

Był pieprzonym piętnastolatkiem. Piętnastolatkiem, który był dodatkowo Assassinem. A haszaszyni to przecież saraceńscy cisi zabójcy i czy tego chciał czy nie, czuł, że wkrótce będzie musiał zabić kogoś. Wyczuwał to. To była jego zmora… Od dziecka wyczuwał zagrożenie i stronił od niego jak tylko mógł.

            Westchnął uspokajając się.

          Masz rację. Chcę, nie… Chciałem zemsty. – Westchnął cicho i spuścił głowę. – Ale…

          Ale co?!

          Ja… – Connor nie wiedział co powiedzieć. Przypomniał sobie, wzrok jego matki. Przypomniał sobie co się z nią stało. – Masz rację. Powinniśmy się zemścić. Ty za przyjaciółkę, ja za moją matkę. – Rzucił chłodno.  Dziewczyna przytuliła się do niego zaplotła dłonie na jego karku i pocałowała go w policzek.

          Nie chcę Cię do niczego zmuszać.

          Nie. Nie zmuszasz mnie, ale ja nie będę trenować z ojcem. Po proszę dziadka o treningi, ale nic nie mów Haytham’owi. – Rzucił prosząco, na co dziewczyna przytaknęła.

***

            Haytham złożył wszystkie dokumenty i dał ostatni podpis pod jednym z nich. Podrapał się po policzku i rozprostował stare kości. Ziewnął ze zmęczenia, a później usłyszał pukanie do drzwi. Rozsiadł się wygodnie i zaprosił gościa do środka.

          Proszę. – Powiedział. Drzwi się otworzyły i do środka wkroczył nonszalanckim krokiem nikt inny jak Shay.

          Co słychać w wielkim świecie? – Zapytał Shay rozsiadając na biurku i zaczął beztrosko zmachać nogami.

          Musimy przyspieszyć operacje O.J.E.

          O! To już? – Zapytał Shay uśmiechając się słodko.

          Tak. Chyba wolę twoje bezczelne towarzystwo, niż wymordowanie wszystkich w ośrodku.

          Widzę, że przywiązałeś się już do tego miejsca. Nie dziwię się mają tu luksusy. W żadnym bidulu nie było tak zajebiście jak tu. Nawet w tym waszym. – Puścił mu oczko i wyciągnął gumy do żucia z kieszeni spodni. – Chcesz? – Zapytał, a Haytham pokręcił przecząco głową. – Twoja strata.

          Może. Od kogo planujesz zacząć? – Zapytał Haytham. Shay wzruszył ramionami.

          Nie ma tu zbyt wielu starszych dzieciaków. – Wsunął listek orbitki do ust. – Notabene chyba od nich powinienem zacząć, bo raczej bachorstwo nie będzie nic wiedzieć. – Jestem tego wręcz pewny.  Potrzebuję tydzień, może miesiąc. Muszę wpasować się, poobserwować, dopasować do nich. – Zrobił balon z gumy i pęknął go.

          Nikogo nie zabijaj. – Ostrzegł mężczyzna.

          Nie zabiję. To ty od tego jesteś. – Zaśmiał się perliście Shay i zeskoczył z biurka. – A nawet, gdybym chciał to… – wziął wdech i spojrzał mu głęboko w oczy posyłając mrożące krew w żyłach spojrzenie. – nie mam czym. – Dokończył chociaż Haytham wiedział, że to kłamstwo.

            Ciężko było mu zapomnieć o incydencie z przed pół roku, gdzie Shay skręcił jednemu z pracowników Abstergo kark tylko dlatego, że ten krzywo na niego spojrzał. Haytham doskonale zdawał sobie sprawę, że Shay jest po prostu chodzącą maszyną do zabijania i ma trochę nie równo pod sufitem. Wiedział też, że chłopak na pewno ma jakiś plan, a źle zrośnięte żebra i siniaki były tylko i wyłącznie jedną z wielu „drobnych” urazów, które miał po misjach. Raz mu się nie przyznał i dopiero, gdy zemdlał odkryto, że ma kilka połamanych żeber. Natychmiast chłopak dostał reprymendę i wiedział już, że ma zgłaszać takie rzeczy.

            Mężczyzna poprosił jeszcze o raport z pierwszego dnia, w którym był w domu dziecka. A ten powiedział mu o tym co mówił do Connora i Desmonda. O tym jak świetnie odegrał swoją rolę skatowanego i zmacanego dzieciaka, również wspomniał, nie umniejszając sobie tego iż powinien dostać za to Oskara. Haytham odchrząknął, ale nic więcej nie dodał.

***

            Minęło kilka tygodni i Connor  zaczął treningi z Edwardem, a Claudia wciąż ćwiczyła z Haythamem. Oboje byli dumni ze swoich postępów, a ich nauczyciele z nich.

            Dzisiejszy dzień był wyjątkowo zimny, na dworze padał deszcz, a Claudia i Connor spali nago w swoich objęciach. Przykryci jedynie cienką kołdrą. Byli u dziewczyny, która niedawno przeprowadziła się z Aveline do nowego dwu osobowego mieszkania. Mieszkali w dzielnicy Assassinów. Dziewczynę obudziło chrapnięcie Connora, który spał w uroczy sposób. Dziewczyna musnęła jego policzek tak delikatnie, że chłopak nawet tego nie poczuł, uśmiechnęła się i podniosła z łóżka. Poszła do łazienki. Wzięła kąpiel i wróciła do pokoju. Connor właśnie się budził.

          Dzień dobry śpiochu. – Mruknęła z zawadiackim uśmiechem przechodząc po pokoju goła, po ubrania. Connor obserwował ją jak wygłodniały wilk. Gdy wciągnęła czarne majtki i zapięła czarny stanik chłopak pociągnął ją do pocałunku trwającego parę sekund. – Pójdę zrobić śniadanie, a później idziemy na swoje treningi. – Wstała z jego ud i szybkim ruchem założyła jeansy.

          Jak Ci idzie? – Zapytał, a dziewczyna zgarnęła ubrania z podłogi.

          Dobrze… Wręcz bardzo dobrze. – Powiedziała.

          Aveline za ile wraca? – Zapytał Connor, a dziewczyna wzruszyła ramionami.

          Za jakąś godzinę. – Mruknęła. – Chcesz mi pomóc z tym śniadaniem? – Kusząco poruszyła biodrami.

          Wiesz… zjadłbym co innego niż śniadanie. – Zaśmiał się chłopak, a ta rzuciła w niego bokserkami udając irytację.

          Pfff… Typowy facet… ZBOK! – Zapiszczała śmiejąc się, Connor również się zaśmiał. – Ubieraj się. Na seks przyjdzie pora, później. –  Mruknęła rozbawiona.

            Dziewczyna ubrała jasno różową bluzę bez kaptura, a na tyłek wciągnęła obcisłe spodnie, które idealnie podkreślały jej seksowny tyłek. Westchnęła i spojrzała na Connora, który też był już gotowy. Ruszyli do kuchni przez zimny korytarz. Zrobiła kanapki i gorącą herbatę, Po czym musieli iść na trening. Dziewczyna zgarnęła jeszcze plecak. Connor wysłał SMS’a do ojca, że spotkają się wieczorem, a Claudia ruszyła wolnym truchtem do Abstergo Industries.

Na ostatnim treningu dziewczyna dostała ostro w kość od Haythama za złe ułożenie nóg podczas strzelania, bo co chwila traciła równowagę. Dzisiaj miała jednak mieć trochę inne ćwiczenia. Miała iść na boks. Była tym strasznie zaciekawiona i chciała aby Haytham wziął ją tam od razu, ale ten jedynie stwierdził, że dopiero, gdy opanuję strzelanie na minimalnym poziomie zabierze ją na ring. Jednak ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu, bo im bardziej dziewczyna się starała, tym gorzej jej szło.

Mężczyzna już czekał na Claudię przed siedzibą organizacji templariuszy wpatrzony w smartfona. Odpisywał na jakiegoś SMS’a. Na sobie miał strój sportowy i torbę na ramieniu.  Zaciekawiona dziewczyna nie omieszkała zapytać co się dzieje, ale otrzymała tylko krótką odpowiedź aby się tym nie interesowała. Ta naburmuszyła się jedynie, ale nic nie powiedziała.

            Ruszyli do klubu bokserskiego, gdzie przywitało ich parę osób. Dwie osoby trenowały na ringu, a reszta, albo czekała na swoją kolej, albo pili jakieś koktajle. Długonogie dziewczyny paradowały w koszulkach odsłaniających brzuchy i miały krótkie spodenki.

          Idziesz? – Zapytał mężczyzna z ciekawością widząc jak dziewczyna rozdziawia buzię.

          Idę… – Odchrząknęła.

          Damska przebieralnia po lewej. – Powiedział mężczyzna. Zdjął z ramienia torbę i postawił ją na ziemi. Rozpiął ją i wyciągnął ochraniacze na ręce i damskie rękawice bokserskie. Dziewczyna poszła się przebrać, a gdy wróciła wszyscy zaczęli się na nią patrzeć. Miała na sobie czerwony strój do ćwiczeń, który idealnie, obciskał jej ciało. Nie był za mały. Był po prostu dopasowany. Odchrząknęła, a Haytham zaśmiał się cicho na reakcje młodzików, chociaż niemożna było powiedzieć bo, on też zawiesił oko na dziewczynie, przez parę sekund.

          Gdzie idziemy? – Zapytała starając się ignorować wszystkie bezczelne spojrzenia i komentarze. Gdy jednak jeden z templariuszy klepnął ją w tyłek niewytrzymała. Rzuciła się na niego i przywaliła mu z kolana w krocze tak mocno, że koleś zgiął się w pół. Nie miała zamiaru patyczkować się z takimi debilami.

          Do prywatnej Sali. – Uśmiech Haythama był przerażająco szczery. – Dobrze zrobiłaś. – Mruknął jeszcze.

            Prywatna sala była wyposażona w drążki, sprzęt do ćwiczeń, ciężarki i wielki ring. To tu były robione wszystkie walki bokserskie. Dziewczyna nigdy nie interesowała się boksem, ale słyszała, że do tego klubu przychodzi głównie elita. Nie tylko, żeby pooglądać walki, ale i żeby poćwiczyć. Haytham założył na ręce, dwa ochraniacze i wszedł na ring. Jak na osobę w jego wieku zrobił to bardzo sprawnie i szybko. Dziewczyna weszła za nim.

          Zakładaj swoje rękawice. – Rzucił mężczyzna, a dziewczyna spojrzała na niego zawstydzona. – Leżą za tobą. – Haytham przewrócił oczami, a dziewczyna zdziwiła się. – Mamy godzinę dla siebie.

***

            Po czterdziestu minutach ciągłego instruowania dziewczyny, mężczyzna mógł śmiało stwierdzić, że gdyby nie była Assassinką mogłaby być bokserem w damskiej wersji. Dziewczyna miała niesamowicie dużo siły i tylko i wyłącznie fakt, że Haytham był sprawniejszy i szybszy dziewczyna, co wstyd przyznać rozłożyła by go na łopatki. Nie powiedział jej tego jednak.

          Nie źle. – Rzucił jedynie i zdejmując duże gąbczaste ochraniacze z rąk. – Idź jeszcze na bieżnie i będziemy uciekać.

          Mogę sekundę odsapnąć? – Zapytała.

          Wrogowi też powiesz, poczekaj, muszę bo muszę odsapnąć?

            Te słowa ją zmotywowały.

          Przypominam Ci twój cel. Chcesz zemsty. Jak Cię mnóstwo ludzi napadnie to nie powiesz im czekajcie, bo muszę odpocząć. Jutro trening bronią białą, a za tydzień w piątek biorę Cię za miasto i poćwiczysz na kukłach, w zimnie i deszczu. Takim jak dzisiaj… – Rzucił, a dziewczyna przeszła przez sznur i zaczęła iść z nową motywacją na bieżnię. – Napiszę do Aveline żeby przyszła do nas na obiad. Należy Ci się porządny odpoczynek, gdy tylko skończysz biegać. – Mruknął mężczyzna.

***

            Connor wrócił wieczorem. Trening udał się perfekcyjnie i był wstanie zabić już mnóstwo templariuszy. Jutro dziadek dał mu dzień wolny i chłopak miał nadzieję, że Claudia pójdzie z nim do kina. Gdy wszedł do mieszkania poczuł woń domowej kolacji. Zaskoczony zdjął szybko buty i poszedł do kuchni.

          Hej tato. Co tak pachnie? – Zapytał, ale zamiast Haythama zobaczył Aveline i Desmonda, którzy piekli bekon na kanapki i kroili pomidory. Jego dziewczyna i ojciec spali na kanapach. Aveline przykryła ich kocem. – Długo śpią? – Zapytał chłopak cicho.

          Wróciliśmy z Desmondem dopiero z zakupów, więc nie wiem. – Kobieta wzruszyła ramionami. – Ale przypuszczam, że mogą spać z jakieś pół godziny. – Postanowiliśmy zrobić wam domową kolację. – Jak miała w zwyczaju poczochrała Connora po głowie.

          Dziękuję doceniam. – Connor poszedł do łazienki by umyć ręce. Odrobina odpoczynku przyda się każdemu. On też był zmęczony i  marzył o szybkiej kolacji i łóżku. Nawet kąpać mu się za bardzo nie chciało. Wrócił do kuchni i zaczął rozkładać talerze na blacie kuchennym, który robił też za miejsce do jedzenia. Kobieta nałożyła kanapki i podała je chłopakowi.

            Desmond obudził w tym czasie śpiochów, którzy niechętnie wstali z sof i poszli do kuchni.

          Ale pachnie. – Mruknął Haytham. Claudia przeciągnęła się i przytuliła do Connora, mając zamknięte oczy.

          Budzimy się. – Connor zaśmiał się i wplótł ręce we włosy dziewczyny, która uchyliła jedno oko i prychnęła cicho. Zamknęła oczy i wymamrotała, że jest padnięta.

          Długo trenowaliście? – Zapytał Connor.

          Dwie godziny. – Wyburczała w jego klatkę piersiową. Haytham uniósł brew, Aveline postawiła kubki trochę za mocno, a Desmond jak to Desmond zakręcił się wokół własnej osi na obrotowym prześle.

          Czyli wiesz? – Zapytał Haytham, a Connor spojrzał ojcu głęboko w oczy.

          Tak, ale mam nadzieję, że nie przeciągasz ją na swoją stronę. – W głosie chłopaka była nuta groźby.

          Nie mam zamiaru. – Skłamał mężczyzna, ale Connor tego nie wyczuł. Znaczy… Haytham sam nie wiedział czego chce. Jeśli Shay nie dostanie informacji o jabłku to będzie musiał zrekrutować dziewczynę. Do tego jednak czasu nie mieszał jej w głowie. Nie miał potrzeby. Ziewnął i poczuł wibrację w kieszeni spodni. Wziął telefon i odebrał. Na ekranie pokazał się napis „Shay Cormac”. – Zaraz wracam. – Mruknął Haytham i odbierając smartfona i wychodząc z mieszkania.

          A temu co? – Zapytała Aveline, ale nie otrzymała odpowiedzi na swoje pytanie. – A powiecie mi chociaż jaki trening? O co tu chodzi? – Znowu cisza. Kobieta westchnęła. – No dobra. Jedzenie gotowe.

***

            Shay coś wyniuchał. Haytham czuł to.

          Od razu mówię… nie spodobają Ci się informacje, które mam. – Rzucił chłopak bez przywitania. Mężczyzna przełknął ślinę, ale czekał na kontynuacje. – Była dziewczyna Claudii powiedziała, że podsłuchała rozmowę Connora i Claudii, gdy byli w pokoju i usłyszała o Jabłku Edenu. Stwierdziła też, że gdy złapała za klamkę by ich przyłapać na czymś niestosownym, poczuła siłę taką jakby coś ją zmuszało do pójścia sobie.

          Czyli sugerujesz, że albo Connor, albo Claudia mają Jabłko? – Zapytał mężczyzna.

          Tak.

            Na twarz Haythama zagościła wściekłość wymieszana z przerażeniem. Przecież jabłko zaginęło w tą cholerną noc, gdy był bal dobroczynny! Jak Ziio je odzyskała? Haytham tego nie wiedział. Najgorsze jednak było to, że miał artefakt pod nosem, a nic z tym nie zrobił. Nawet się nie zorientował. Westchnął. Wiedział, że jeśli nic nie zrobi Claudii i Connorowi stanie się krzywda.

          Nie podejmujcie żadnych działań. Ja… sam to załatwię. – Westchnął. Nie wiedział jak ma to zrobić, ale jakoś musiał. Wrócił do mieszkania. Chowając telefon do kieszeni, założył na twarz maskę chłodu i stonowania. – Connor. Jak zjecie muszę z Tobą porozmawiać. – Mruknął, biorąc sobie dwie kanapki na talerz.

          Może Claudia zostać na noc? – Zapytał chłopak, ale Haytham spojrzał na nich groźnie i pokręcił głową.

          Nie dzisiaj. – Stwierdził tonem nieznoszącym sprzeciwu.

          No dobrze. – Mruknął Connor.

          Jutro się zobaczycie. Daje Ci wolne. – Rzucił mężczyzna.

            Connor ukontentowany tym wszystkim zaprosił dziewczynę do kina, a ta szybko się zgodziła.

            Po zjedzeniu zrobionej przez Aveline i małego Desmonda kolacji, Claudia i Aveline pożegnali się i wyszły. Haytham położył Desmonda spać i wrócił do Connora, który siedział w salonie. Już z daleka chłopak wyczuł, że mężczyzna był zdenerwowany.

          Co się stało? – Zapytał biorąc kubek z gorącą herbatą do ręki.

          Nawet nie wiem jak o to zapytać. – Przyznał mężczyzna i usiadł w wygodnym fotelu naprzeciwko syna. –  Wiem, że masz przede mną tajemnicę.

          Jestem nastolatkiem, mam sporo tajemnic. – Przyznał chłopak upijając łyk z kubka.

          Rozumiem, ale chyba wiesz o czym teraz mówię? – Zapytał, a jego oczy zmieniły barwę na złote. Connor przełknął ślinę.

          Skąd wiesz? – Zapytał chłopak nie wiedząc do końca co ma powiedzieć.

          Mam swoich informatorów. – Rzucił mężczyzna, a na jego wargach pojawiło się coś na wzór uśmieszku. Connor zrobił wielkie oczy, ale szybko zrozumiał, że to czego chce mężczyzna nie może trafić w jego łapy. – Gdzie to jest? – Zapytał chłodno mężczyzna.

          Nie powiem Ci!

          Connor do jasnej cholery! – Jęknął błagalnie Haytham. – Jeśli mi nie powiesz, gdzie jest to cholerne Jabłko, to zrobią to moi ludzie. A oni nie będą tacy mili. – Warknął i zacisnął zęby na wardze. Rozum mu podpowiadał, że nawet, gdyby torturowali chłopaka i doprowadzili go na skraj zniszczenia, załamania nerwowego ten i tak by nic nie powiedział. Westchnął. Nie wiedział jak przekonać chłopaka, żeby ten mu zaufał. Czuł, że jeżeli go zdradzi ten mu tego nigdy nie wybaczy, ale z drugiej strony chciał na wszystko co istnieje chronić syna przed łaską i nie łaską jego ludzi. – Proszę, powiedz mi, gdzie to jest! – Powiedział zirytowany. – Ja naprawdę nie chcę by stała Ci się krzywda. – Wykrztusił z trudem. Nie przypuszczał, że będzie musiał kiedykolwiek wypowiedzieć to zdanie. Jego duma właśnie musiała schować się do kieszeni.

          Ale ja radzę sobie doskonale sam. – Burknął nie zadowolony chłopak, że jest traktowany jak małe, pięcioletnie dziecko.

          To że sobie radzisz to wiem, ale jak nastawią pułapkę to co zrobisz? – Zapytał spokojnie.

          Pokonam ich? – Rzucił heroicznie chłopak bawiąc się na wpół pustym kubkiem.

          Pokonasz dziesięciu chłopa samemu? – Zapytał kpiąco mężczyzna i parsknął śmiechem. – Zwiną Cię, będą torturować. Chcesz tego?

            Nastała cisza. Mężczyzna patrzył synowi w oczy. Widział jak ten chce coś powiedzieć, ale nie był pewien jak to zrobić. W końcu się odezwał:

          Ja po prostu nie chcę być zniewolony. – Mruknął. – Nie chcę być marionetką bez uczuć, bez własnej woli. Teraz robię to na co mam ochotę, a jak oddamy wam jabłko to nie będzie wolności. Wybijecie wszystkich Assassinów do nogi. Zostanę tylko ja, Desmond i ewentualnie moja dziewczyna. Z czasem staniemy się tacy jak wy. Bez uczuć. – Rzucił Connor. Haytham wstał. Chłopak miał rację, ale nie mógł mu tego przyznać. Co prawda mężczyzna chciał by Assassini byli równi templariuszom, ale również zdawał sobie sprawę, że jest to nie wykonalne.

            Telefon Haythama znów zaburczał w kieszeni. Spojrzał na niego i zaskoczony odczytał SMS’a na głos.

          Mają Claudie. Ma Pan natychmiast przyjechać do Abstergo – Elise.

…******…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tyle was było: