środa, 27 stycznia 2016

Epizode: 4. – Uczniowie.. | Część pierwsza z dwóch..

Malik dotarł na dziedziniec kilka minut przed godziną dziesiątą. Wszyscy nauczyciele już tam sterczeli i czekali właśnie na nich. Zaczęło się zebranie, podczas którego połowa z nich prawie zasnęła siedząc na ławach. Giovanni strasznie przynudzał. Altaïr w końcu nie wytrzymał. Przemknął po cichu za jakiegoś nauczyciela. Wyrwał mu kartkę z zeszytu, zmiął ją, a następnie rzucił w kierunku najwyżej postawionego Assasina, który oberwał centralnie w głowę. Mężczyzna poczuł zaskoczenie i spojrzał na Altaïra, który już szykował kolejny pocisk.
–          Altaïr… – Syknął Giovani, a reszta wstrzymała powietrze.
–          Nudzisz wuju! Dawaj już ten przydział. – Rzucił, a Giovani zaśmiał się.
–          Masz racje. – Mruknął i zaczął przydzielać poszczególnych uczniaków do nauczycieli. Jedni byli mniej, drudzy bardziej zadowoleni. Malik nie mógł się pod świadomie do czekać, z kim przyjdzie mu współpracować w jego teamie. Klasy, a raczej grupy składały się z sześciu, czasem pięciu osób. Usta Altaïra drgnęły w uśmieszku, gdy zobaczył, kto został przydzielony właśnie jemu. Mężczyzna dostał pod swoje skrzydła dwie dziewczyny i trzech chłopaków. Dwoje z nich było bliźniętami. Rodzeństwo Frye należało do tych rodzin, którym głównie zależało na opinii.. Trudno się dziwić, zwłaszcza, że Ci należeli do starego rodu Assasinów. Ojciec opowiadał Malikowi, że rody te można rozpoznać po złotych medalionach1 na szyi. W końcu przyszła kolej na Malika. Dostąpił zaszczytu nauczania Ezio, mało to dostał jeszcze dwie nieznane mu dziewczyny i trzech chłopców. Z czego dwoje już zaczęło kłócić się między sobą.
–          Hej, hej! Spokój! – Mruknął cicho, a zarazem chłodno mężczyzna, na co Ci spojrzeli najpierw na siebie, później na niego zaskoczeni.
–          Między nimi to normalne… Od dziecka się kłócą, o wszystko.. – Mruknęła blondynka z jego grupy, która rozdzielała ich rękoma. Gdyby spojrzenie mogło zabijać obaj chłopcy leżeliby już dawno martwi od własnych spojrzeń.
–          To trzeba będzie się pogodzić, jesteście klasą, drużyną. –  Stwierdził chłodno i westchnął ciężko. – Jak się tylko skończy zebranie to znajdziemy gdzieś ustronne miejsce i pogadamy, wszyscy, a teraz macie się zachowywać, jasne?! – Podniósł swój ton. Krótkowłosy szatyn prychnął, ale zgodził się, zresztą tak jak ciemny blondyn. Mieszanka wybuchowa, pomyślał jeszcze Malik. Jakiś czas później wszyscy się rozeszli oprócz grupy Malika. Od jutra zaczyna się dla wszystkich nowe życie.
            Altaïr spojrzał współczująco na Malika, który patrzył na swoją grupę karcąco. Po stanowił jednak nie wnikać. Wskoczył na pobliskie drzewo obserwując mężczyznę ciekawskim spojrzeniem.
            Malik westchnął ciężko. Ustalił plan w głowie, po czym podszedł z nimi do wielkiej, dającej cień wszędzie jabłoni.
–          Dobra, możecie się przedstawić. – Mruknął Malik kucając i bawiąc się źdźbłami trawy. Kiedy ci milczeli, uniósł głowę. – Albo dobra zacznę od siebie… – Odchrząknął i oparł się o drzewo. – Nazywam się Malik Al-Sayf. Mam dwadzieścia cztery lata i chyba jestem najmłodszym nauczycielem w tej szkole. Nie musicie mi mówić na Pan. Jeszcze dwa, trzy tygodnie temu byłem pod pieczą mojego ojca w Syrii, a konkretniej w Masjafie. Jakiś tydzień – Malik podrapał się po brodzie w zastanowieniu. – może… wcześniej temu dowiedziałem się o tym cały Assasinowaniu. Cóż w dziecińskie spadłem z konia i zostałem pozbawiony ręki… – Ostatnie zdanie, powiedział jednym tchem, rumieniąc się przy tym całkiem mocno. Ezio zachichotał szepcząc coś cicho do blondyna i wskazując ręką na coś ponad głową mężczyzny. Niebieskooki zrobił wielkie oczy, przez co został skarcony chłodnym spojrzeniem Malika. – Ezio, jak tak bardzo Ci przeszkadzam to może ty zaczniesz?
–          O! Mogę? – Zapytał. –            Jestem Ezio Auditore Da Firenze. Mam szesnaście lat i kocham wszystkie dziewczyny. Moim marzeniem jest zostać wielkim Assasinem i czerpać z życia garściami, tak jak mój ojciec… – Mruknął spokojnie. – Może teraz mój przyjaciel? Leonardo?
–          Ja… Ja… – Chłopak zaczerwienił się mocno, ale poklepany przez przyjaciela spojrzał na niego nie winie i uśmiechnął się. – Nazywam się Leonardo i jestem Włochem. Moim marzeniem jest zostać artystą, wynalazcą… Wszystkim w jednym. Sztuka to piękno, a piękno to sztuka. Taki trochę człowiek renesansu.
–          Mhmm… Teraz może ty? – Nauczyciel wskazał na krótko ściętego szatyna; Tego, który tak zawzięcie kłócił się z ciemnym blondynem.
–          Ja? – Prychnął chłopak. – Uważam, że to całe przedstawianie się jest totalnie bezsensu. Po co się przedstawiać skoro nie wiemy czy za dzień, dwa nie zostaniemy zabici przez ABSTERGO? – Uniósł brew. Widać było, że chłopak jest zirytowany całym tym wydarzeniem. Biła od niego nie chęć i złość. – Mimo to nazywam się Desmond Miles i mam szesnaście lat. Nim zapytasz profesorze – Malik skrzywił się. – Nie mam zamiaru brać udziału w całym tym cholernym przedstawieniu. Możecie mnie wyrzucić, trudno. Moim marzeniem na pewno nie jest zginąć, jako poszatkowany chłoptaś cholernych Assasinów.
            Nastała cisza. Desmond odwrócił się na pięcie i poszedł w kierunku szkoły.
–          Proszę mu wybaczyć, on nie wie… co czy… Mówi… – Mruknął zacinając się ciemny blondyn. Widać było, że nie jest Włochem, a jego akcent przypomniał Malikowi, fascynujący program anglojęzyczny, który przypadkiem znalazł kiedyś w telewizji. Tak… Ten musiał być po prostu Anglikiem. – Jest gburowatym i cynicznym dupkiem. – Odchrząknął ciemny blondyn bawiąc się swoim pasem Assasina. – Tak w ogóle nazywam się, Shaun Hastings. – Zaczął. – I przepraszam za zachowanie tego idioty! – Syknął, patrząc wrogo w plecy kolegi, który znikał już w szkole.. – Wracając do tematu, ja marzę, żeby być informatykiem. Teraz to praca na topie i przez następne sześć, siedem lat taką będzie. – Mruknął i uśmiechnął się lekko do siebie.
            Malik westchnął. Nie będzie łatwo
–          Dobra… Cóż… Jakoś przekonamy Desmonda do kooperacji w grupie. Może teraz ty? – Mężczyzna wskazał na blondynkę o błękitnych oczach. Ubrana była w błękitną bluzę Assasina, do tego miała ciemne rurki i o mój boże… Szpilki. Malik nie wyobrażał sobie, jak ta krucha dziewczyna będzie biegać między kolejnymi sparring zadaniami, jakie z pewnością przyjdzie jej wykonać. Modlił się, żeby nie była jedną z tych tanich dziewczyn, które wolą się malować zamiast uczyć swoje ciało do nadmiernego wykorzystywania wysiłku. Z drugiej strony blondynka nie wyglądała na takową.
–          Nazywam się Lucy Stillman i mam szesnaście lat. Ja… – Dziewczyna spojrzała na nauczyciela nie pewnie, a później szybko dodała zmartwionym tonem głosu, przestąpiła kilka razy z nogi na nogę i zatarła ręce. – Przepraszam, ale pójdę za Desmondem, jeżeli można? – Mruknęła, a Malik najpierw spojrzał na nią, a następnie szybko skinął głową w geście aprobaty.
–          Hihi, zakochana para! – Zachichotała czarnowłosa cicho. Miała na sobie białą bluzę i sportowe spodnie. Do tego ciemne adidasy. – A ja to Rebecca Crane i mam szesnaście lat. – Westchnęła. – Lubię, tak jak Shaun komputery i moim marzeniem jest… – Dziewczyna zarumieniła się lekko patrząc na młodego chłopaka, który usiadł sobie na ławce nie daleko nich.. – Mieć firmę informatyczną i zatrudnić pewnego chłopaka. – Odwróciła głowę i założyła krótkie włosy za ucho. Odchrząknęła.
–          No i super. Wiemy już co nie, co o sobie. Jutro widzimy się o szóstej rano na treningu. – Ekipa jęknęła, a Malik uśmiechnął się wrednie, po czym dodał. – Potem może jakaś pizza? – Zastanowił się. – Jak wszyscy będziecie dobrze się sprawować to idziemy na pizze… – Grupa mężczyzny, wpatrywała się w niego zaskoczona. Gdy sens zdania do nich dotarł do ich mózgów, całą czwórką rzucili się na biednego Malika, który nie spodziewając się uścisku krzyknął coś jedynie. Po chwili wszyscy usłyszeli trzask i ktoś spadł z drzewa, centralnie obok nich.
–          Ups… – Jęknął cicho Altaïr podnosząc się z trawy.
–          Kuzynie! – Krzyknął Ezio podbiegając do niego.
–          Śledziłeś mnie?! – Mruknął chłodno Malik. – Daje sobie radę. Czego się wtrącasz? – Prychnął chłodno. – Znów masz jakiś zakład do wygrania? Może tym razem założyłeś się o…
Nastała cisza. Malik otworzył szeroko oczy. Nastała cisza. Tak… Altaïr pocałował szybko Malika, tak, że ten nie zdołał złapać tchu do płuc. Przez chwilę był w szoku i nic nie robił, ale później zrozumiawszy co się dzieje, szybko odepchnął go od siebie.
–          Co ty kretynie robisz?! – Wrzasnął wystraszony i cofnął się. Rebbeca pisnęła zachwycona, a Ezio wraz z Shaunem skrzywili się mocno na ten dźwięk. Leonardo po prostu stał i patrzył, nie odzywając się słowem.
–          Związki homoseksualne są powszechnie znane wśród Assasinów i… – Zerknął na Rebbece wymownie. – Assasinek. – Mruknął, a Malik spojrzał na niego ze złością.
–          Tu są dzieciaki, debilu! – Jęknął. – Możemy pogadać o tym gdziekolwiek, tylko nie tu?! – Po prosił błagalnym tonem głosu rumieniąc się przy tym. Nawet nie pomyślał o nich, jako o partnerach.
–          Oh! Zapewniam Cię, że mój kuzyn jest zapoznany, z obydwoma płciami, ale i tak bardziej woli dziewczynki. – Stwierdził i puścił oczko do Ezio, który spojrzał na niego z rozbawieniem, ale przytaknął. – A reszta? – Spojrzał na nich. – Reszta pewnie chodź by przypadkiem natrafiła na jakieś porno gejowskie lub lesbijskie.
Leonardo spłoną mocnym rumieńcem i ukrył się za plecami Ezio. Rebbeca parsknęła nerwowym śmiechem, a Shaun prawie udławił się łapanym powietrzem, bo zaczął szaleńczo kaszleć i czerwienić się przy tym.
–          Jak widzę miałem racje. – Mruknął Altaïr. – A teraz dzieciarnia ma wolne, a ja porywam Cię ze sobą.
–          Co?! – Wykrztusił z siebie zszokowany Malik, nawet nie rejestrując tego, że przestał oddychać.
–          Idziemy do biblioteki. – stwierdził. – Przecież musisz się dowiedzieć o nas i o naszej genezie. – Puścił mu oczko i ruszył w kierunku szkoły. Pociągnął go za rękę i  postawił go do pionu.
–          Ale że co?!
***
            Biblioteka Assasinów okazała się być ogromnym, przestronnym pomieszczeniem z chyba milionem, jak nie więcej książek. Między regałami były niewielkie przerwy robiące za labirynt korytarzy. Półki sięgały pod siedmio, może dziewięciometrowy sufit i były wykonane z ciemnego, mocnego dębowego drewna. Gdzieś na środku pomieszczenia stały stoły z krzesłami, lampkami i komputerami, podłączonymi do Internetu. Malik już czuł nadchodzący w niedalekiej przyszłości – ten pozytywny – ból głowy i pleców. Nie, żeby coś, ale ten kochał czytać książki. Pewnie gdyby nie fakt, że został nauczycielem, przeczytałby je teraz wszystkie delektując się każdą ze stron. Mężczyzna przeszedł korytarzyk pomiędzy pięcioma, pierwszymi regałami i już złapał kilka pierwszych, co ciekawszych tytułów, które mógłby przeczytać sobie na dobranoc. Nagle usłyszał dźwięk spadających książek. Postanowił zbadać tę sprawę. Po chwili na jego twarzy pojawił się słaby uśmiech widząc Desmonda leżącego pod stertą woluminów. Nad nim stała Lucy i zdejmowała mu kilka ciężkich tomisk z głowy, wzdychając przy tym ciężko.
–          … Mówiłem Ci, że się do tego nie nadaje. – Jęknął cicho i wstał z pomocą dziewczyny.
–          … Dasz radę… Musisz tylko przenieść ciężar ciała na ręce, a w momencie wybicia automatycznie odbić się i złapać się następnej krawędzi. – Westchnęła dziewczyna. – Zobacz. – Lucy wspięła się na niską szafkę i odbiła się od niej i tak jak powiedziała przeskoczyła na inny regał.
–          Wiesz? Chyba mam lęk wysokości jak na ciebie patrzę. – Prychnął, a dziewczyna zachichotała cicho. Znów się odbiła i spojrzała w dół, na nastoletniego przyjaciela.
–          Chodź wyjdziemy na dach… – Rzuciła rozbawiona.
–          Jestem za gruby… Spadnę. – Skłamał drętwo, patrząc na nią.
…******…
Złotych medalionach– Jacob i Evie mają medaliony na szyi. Pomyślałam, że będzie pasować, jako szlachecki ród.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tyle was było: