środa, 3 lutego 2016

Epizode: 4. – Uczniowie.. | Część druga z dwóch..

–          Tsaa… A ja jestem postacią z South Parka! Wiesz, tym chłopakiem co wiecznie przeklinaaaaaa! – Wrzasnęła. Dziewczyna poślizgnęła się i zaczęła spadać w dół. Podsłuchujący Malik chciał zareagować, ale Desmond go na szczęście uprzedził. Przeskoczył między półkami i złapał Lucy w tali. Nastolatka zacisnęła oczy. Chłopak powoli opuszczał się na ziemię puszczając co dwie, trzy półki w końcu postawił ją bezpiecznie na podłodze.
–          Nie chcę tego więcej robić, ja po prostu… – Rzucił, a dziewczyna posmutniała. – Sama widzisz, jak to mogło się dla ciebie skończyć. Lucy to nie moje miejsce! Nie moja liga! – Usiadł smutny i lekko załamany na tyłku pod półkami z książkami. – Nie zmuszajcie mnie do ryzykowania własnym życiem dla grupki jakichś tam osób! – Warknął. – Dla jakiejś cholernej wojny.
–          Dlaczego uważasz wojnę między Assasinami, a Templariuszami za głupotę?! – Krzyknęła, a do jej oczu napłynęły łzy. – Tak samo, nie możesz zrozumieć tego, że Cię kocham! – Syknęła wściekle i uciekła wymijając Malika, który gdyby miał lewą dłoń pewnie by zaklaskał.
–          Brawo… – Mruknął cicho i położył interesujące go książki na blacie stołu. – Lepiej jej teraz daj spokój. – Stwierdził Malik i powoli podszedł do nastolatka.
–          Nie może Pan mi dać żyć? – Spytał chłodno.
–          Słuchaj… – Malik objął go jednym ramieniem. – Ta dziewczyna nie zasłużyła sobie na takie traktowanie z twojej strony. Jesteście przyjaciółmi prawda? No dobra… Ona się w tobie podkochuje.. – Stwierdził rzeczowo, a Desmond mu przytaknął. – Jeżeli Ci na niej zależy to radzę Ci się uspokoić i pójść do niej i ją przeprosić. – Uśmiechnął się i poczochrał go po włosach, na co chłopak prychnął cicho. – A i jeszcze jedno… – Zaczął. – Wiesz mi lub nie, ale ty masz zadatki na wspaniałego Assasina. – Stwierdził jeszcze spokojnym tonem głosu.
–          Pan nie rozumie! – Krzyknął Desmond.
–          Ależ rozumiem… – Uśmiechnął się lekko i poklepał łagodnie chłopaka po ramieniu. – Nie chcesz być Assasinem, bo boisz się śmierci.. – Rzucił Malik.
–          Nie o to chodzi. Nie podoba mi się mordowanie ludzi i ta cała wojna. Czemu templariusze żądają naszych głów, czemu ta wojna w ogóle istnieje? – Dopytywał uczeń.
–          Tego jeszcze sam nie wiem, ale hej! Zobacz… Tu są książki. Może się z nich czegoś dowiemy? – Rzucił zachwycony i wziął spory stosik pod pachę. – Powinieneś też parę przeczytać.
–          Może pomogę?                                                      
–          Nie, dam sobie radę. Zawsze dawałem, więc i teraz dam. – Mruknął Malik z uśmiechem i odwrócił się na pięcie tyłem do niego. Chłopak był cały czas przybity i smutny. – Uśmiechnij się… Trzeba się cieszyć dniem dzisiejszym. – Puścił mu oczko. Desmond przewrócił oczami. 
***
–          W końcu… – Rzucił rozbawiony Altaïr odklejając się od ściany. Pomógł mężczyźnie ze sporym stosikiem książek, zabierając mu je z ręki. Malik zarumienił się na ten gest i odwrócił głowę.
–          Dam radę.
–          Ale ja chcę Ci pomóc. – Puścił mu oczko i pocałował go w czubek głowy, na co czerwony już i tak mężczyzna zarumienił się mocno, po czym prychnął zirytowany.. – Idziemy do pokoju czy siedzimy tu? – Zapytał.
–          Nie zmieniaj tematu… To irytujące gdy to robisz…
–          Ale co? Zmieniam temat czy Cię całuję w miejscu publicznym? – Podłapał szybko mężczyzna sunąc palcami po brzegu starej, zniszczonej, wiekiem książki.
–          Jedno i drugie. – Mruknął cicho Malik. – Jak mi przerywasz to też jest dosyć irytujące. – Burknął, a Altaïr pochylił się lekko i cmoknął go w usta, na co ten odskoczył jak poparzony. – Przestań!
–          Wyluzuj… Już Ci mówiłem, że ludzie są tutaj przyzwyczajeni.
Malik westchnął ciężko i spojrzał na niego nie pewnie. Altaïr siedział oparty o stół i uśmiechał się do niego flirciarsko.
–          To jak? Zostajemy tutaj? – Zapytał ostatecznie, na co Malik popatrzył na niego zmęczony.
–          Nie wiem… – Westchnął ciężko. – Powinniśmy chyba zostać tutaj, te książki są dosyć wiekowe i mogą się zaraz zniszczyć. – Mruknął cicho, a Altaïr skinął mu głową. Usiedli na skrzypiących krzesłach. Malik czuł się dziwnie czując spojrzenie Altaïra na sobie, gdy zaczął czytać swoją lekturę. Po jakimś czasie tomisko wciągnęło go do tego stopnia, że przestał się tym przejmować. Ba, zainteresowanie mężczyzny było tak wielkie, że nie zwrócił uwagi na to, która jest godzina, ani tym bardziej, że przeczytał ją już prawie całą. Dowiedział się wielu ciekawych rzeczy. Jedną z nich był fakt, że wojna między Assasinami, a templariuszami toczy się o jabłko Edenu, czyli o okrągłą, złotą kulę, która daje możliwość kontroli nad ludzkimi umysłami, i której stwórcą jest sam bóg. Jednak, gdy ten przedmiot położy się na ziemi, to da on mapę1 i która prowadzi do innych kawałków układanki, a te zaś są powiązane ze sobą. Już pierwsze dwa artefakty są silne, jeżeli jeszcze dodamy do tego około czterdziestu innych, no to świat jest w prawdziwym nie bezpieczeństwie, pomyślał Malik.
–          Idę po coś do jedzenia. – Rzucił nagle Altaïr, patrząc na Malika, który zamrugał i spojrzał na niego pytająco. – Idę po coś do żarcia, a ty sobie czytaj. – Powtórzył spokojnie, na co mężczyzna po prostu skinął mu głową. – Chcesz coś?
–          Umm… Mógłbyś wziąć mi kawę ze stołówki i jakąś kanapkę. – Mruknął Malik.
–          Okay… – Odparł Altaïr, wstał a następnie wyszedł z biblioteki. Młodszy nauczyciel wrócił do czytania. Był ciekawy, co jeszcze uda mu się wywnioskować z książek.
***
Malik rozwalił się na swoim łóżku. Czuł zmęczenie. Jego mózg dopiero przetwarzał świeżo zdobyte informacje. Miał mętlik w głowie, a głowa mu pulsowała. Dowiedział się wielu ciekawych rzeczy. Jedną z nich był fakt, że Assasini chcą doprowadzić do pokoju na ziemi przez wygłaszanie prawdy, a templariusze poprzez zdobycie władzy i robienie chaosu. ABSTERGO, czyli grupa ludzi, a właściwie już firma, która zajmuje się porywaniem Assasinów i zmusza ich do siedzenia w pewnej maszynie, której nazwy nie było w książkach. Samo ABSTERGO jest zapisane, jako laboratoria badawcze zajmujące się medycyną oraz nauką. Faktem jest, że ma ona na koncie o wiele więcej przedsięwzięć, w tym ogólnoświatowe, które mniej lub bardziej są związane z mordowaniem poszczególnych osób.
Malik wstał i postanowił, iść przemyć twarz zimną wodą. Wszedł do łazienki zupełnie zapominając o pukaniu i o tym, że ma współlokatora. Podszedł do umywalki i włączył lodowatą wodę, wsunął rękę pod kran i oblał się nią. Po chwili usłyszał wrzask. Odwrócił się gwałtownie i zobaczył kąpiącego się Altaïra, który sprawił, że ten zarumienił się.
–          Ładnie tak mnie parzyć? – Zrobił złą minę. Malik zrobił wielkie oczy i zamrugał.
–          Przepraszam zapomniałem się. W domu nie miałem problemu z tym bo nie miałem współlokatora.
–          Nie jestem na Ciebie zły… – Zachichotał i wyszedł z kabiny z szamponem na głowie. – Chodź tu ujemy się razem.
–          I znowu wyląduje z tobą w łóżku? – Nim sens zdania dotarł do mózgu młodszego nauczyciela było już za późno, został wciągnięty przez dłoń Altaïra pod prysznic.
–          Nie dzisiaj. – Zamruczał mu do ucha. Malik czuł jak bardzo jego ubrania nasiąkają wodą i jak bardzo nieprzyjemnie zaczynają mu się lepić do ciała.. – Dzisiaj muszę odbić w nocy odbić moją córkę. – Rzucił cicho. – Coś się stało, zabili mojego informatora. Mało to zmienili miejsce pobytu mojego słoneczka. Przenieśli ją do innej sekcji. Chyba będą chcieli robić na niej testy krwi, a następnie wywołać u niej śpiączkę, żeby podłączyć ją do animusa.
–          Co to jest Animus? – Spytał zaskoczony Malik.
–          To taka maszyna, której zadaniem jest wczytywanie wspomnień przodków.  W sumie sam nie wiem, do czego im to jest, ale jeżeli ją połączą… – Zacisnął zęby na dolnej wardze. – To będzie koniec świata.
–          Może pójdę z tobą? – Szepnął wtulając się w niego. Altaïr zdjął mu bluzkę i rozpiął spodnie.
–          Nie. Jeżeli Cię złapią, ja… – Rzucił Altaïr sunąc palcami po jego bokach. – Nie wiem co bym sobie zrobił. – Rzucił cicho i smutnie mężczyzna. – Szkoła zapewni mi wsparcie. Twoim zadaniem będzie tylko czekać na mnie i otworzyć nam drzwi lub okno.
–          Dlaczego Ci tak bardzo na mnie zależy? – Zapytał zaskoczony Malik.
–          Opowiem Ci na to pytanie jak wrócę, dobrze?
–          Mhm… Tylko proszę, uważaj na siebie.
–          O! Martwisz się o mnie? – Parsknął śmiechem.
–          Oh! Zamknij się! – Malik zarumienił się mocno i odwrócił przodem do niego. Czuł się bardzo dziwnie przy mężczyźnie, jakby miał motyle w brzuchu. Altaïr złapał go jedną ręką w pasie drugą dotknął jego policzka. Po chwili poczuł jak jego wargi są łączone w dłuższym niż zwykle pocałunku. Był on nieco błagalny, jakby Altaïr chciał mu coś przekazać tym przekazać. – Wrócisz prawda? – Zamruczał cicho i nisko.
–          Zawsze istnieje ryzyko, że zginę. Nawet przy robieniu zwykłej kanapki. – Parsknął głośnym śmiechem, na co Malik jedynie uśmiechnął się lekko.
–          Umyjemy się, jak grzeczne dzieci i utulę Cię do snu, a później zniknę, niczym mara senna… – Mruknął, a Malik zaśmiał się lekko rozbawiony całą tą sytuacją. Musiał przyznać, że Altaïr jest w porządku. Na serio chyba zaczynam się w nim zakochiwać
…******…

mapę1 – Nie wiem jak to działa, ale z tego, co widziałam w grze (pierwsza część) to jabłko Edenu leżało na ziemi. W tedy otworzyła się ta mapa. :).




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tyle was było: