– Tsaa…
A ja jestem postacią z South Parka! Wiesz, tym chłopakiem co wiecznie
przeklinaaaaaa! – Wrzasnęła. Dziewczyna poślizgnęła się i zaczęła spadać w dół.
Podsłuchujący Malik chciał zareagować, ale Desmond go na szczęście uprzedził.
Przeskoczył między półkami i złapał Lucy w tali. Nastolatka zacisnęła oczy.
Chłopak powoli opuszczał się na ziemię puszczając co dwie, trzy półki w końcu
postawił ją bezpiecznie na podłodze.
– Nie
chcę tego więcej robić, ja po prostu… – Rzucił, a dziewczyna posmutniała. –
Sama widzisz, jak to mogło się dla ciebie skończyć. Lucy to nie moje miejsce!
Nie moja liga! – Usiadł smutny i lekko załamany na tyłku pod półkami z
książkami. – Nie zmuszajcie mnie do ryzykowania własnym życiem dla grupki
jakichś tam osób! – Warknął. – Dla jakiejś cholernej wojny.
– Dlaczego
uważasz wojnę między Assasinami, a Templariuszami za głupotę?! – Krzyknęła, a
do jej oczu napłynęły łzy. – Tak samo, nie możesz zrozumieć tego, że Cię kocham!
– Syknęła wściekle i uciekła wymijając Malika, który gdyby miał lewą dłoń
pewnie by zaklaskał.
– Brawo…
– Mruknął cicho i położył interesujące go książki na blacie stołu. – Lepiej jej
teraz daj spokój. – Stwierdził Malik i powoli podszedł do nastolatka.
– Nie
może Pan mi dać żyć? – Spytał chłodno.
– Słuchaj…
– Malik objął go jednym ramieniem. – Ta dziewczyna nie zasłużyła sobie na takie
traktowanie z twojej strony. Jesteście przyjaciółmi prawda? No dobra… Ona się w
tobie podkochuje.. – Stwierdził rzeczowo, a Desmond mu przytaknął. – Jeżeli Ci
na niej zależy to radzę Ci się uspokoić i pójść do niej i ją przeprosić. –
Uśmiechnął się i poczochrał go po włosach, na co chłopak prychnął cicho. – A i
jeszcze jedno… – Zaczął. – Wiesz mi lub nie, ale ty masz zadatki na wspaniałego
Assasina. – Stwierdził jeszcze spokojnym tonem głosu.
– Pan
nie rozumie! – Krzyknął Desmond.
– Ależ
rozumiem… – Uśmiechnął się lekko i poklepał łagodnie chłopaka po ramieniu. –
Nie chcesz być Assasinem, bo boisz się śmierci.. – Rzucił Malik.
– Nie
o to chodzi. Nie podoba mi się mordowanie ludzi i ta cała wojna. Czemu
templariusze żądają naszych głów, czemu ta wojna w ogóle istnieje? – Dopytywał
uczeń.
– Tego
jeszcze sam nie wiem, ale hej! Zobacz… Tu są książki. Może się z nich czegoś
dowiemy? – Rzucił zachwycony i wziął spory stosik pod pachę. – Powinieneś też
parę przeczytać.
– Może pomogę?
– Nie,
dam sobie radę. Zawsze dawałem, więc i teraz dam. – Mruknął Malik z uśmiechem i
odwrócił się na pięcie tyłem do niego. Chłopak był cały czas przybity i smutny.
– Uśmiechnij się… Trzeba się cieszyć dniem dzisiejszym. – Puścił mu oczko.
Desmond przewrócił oczami.
***
– W
końcu… – Rzucił rozbawiony Altaïr odklejając się od ściany. Pomógł mężczyźnie
ze sporym stosikiem książek, zabierając mu je z ręki. Malik zarumienił się na
ten gest i odwrócił głowę.
– Dam
radę.
– Ale
ja chcę Ci pomóc. – Puścił mu oczko i pocałował go w czubek głowy, na co
czerwony już i tak mężczyzna zarumienił się mocno, po czym prychnął
zirytowany.. – Idziemy do pokoju czy siedzimy tu? – Zapytał.
– Nie
zmieniaj tematu… To irytujące gdy to robisz…
– Ale
co? Zmieniam temat czy Cię całuję w miejscu publicznym? – Podłapał szybko
mężczyzna sunąc palcami po brzegu starej, zniszczonej, wiekiem książki.
– Jedno
i drugie. – Mruknął cicho Malik. – Jak mi przerywasz to też jest dosyć
irytujące. – Burknął, a Altaïr pochylił się lekko i cmoknął go w usta, na co
ten odskoczył jak poparzony. – Przestań!
– Wyluzuj…
Już Ci mówiłem, że ludzie są tutaj przyzwyczajeni.
Malik westchnął ciężko
i spojrzał na niego nie pewnie. Altaïr siedział oparty o stół i uśmiechał się
do niego flirciarsko.
– To
jak? Zostajemy tutaj? – Zapytał ostatecznie, na co Malik popatrzył na niego
zmęczony.
– Nie
wiem… – Westchnął ciężko. – Powinniśmy chyba zostać tutaj, te książki są dosyć
wiekowe i mogą się zaraz zniszczyć. – Mruknął cicho, a Altaïr skinął mu głową.
Usiedli na skrzypiących krzesłach. Malik czuł się dziwnie czując spojrzenie Altaïra
na sobie, gdy zaczął czytać swoją lekturę. Po jakimś czasie tomisko wciągnęło
go do tego stopnia, że przestał się tym przejmować. Ba, zainteresowanie
mężczyzny było tak wielkie, że nie zwrócił uwagi na to, która jest godzina, ani
tym bardziej, że przeczytał ją już prawie całą. Dowiedział się wielu ciekawych
rzeczy. Jedną z nich był fakt, że wojna między Assasinami, a templariuszami
toczy się o jabłko Edenu, czyli o okrągłą, złotą kulę, która daje możliwość
kontroli nad ludzkimi umysłami, i której stwórcą jest sam bóg. Jednak, gdy ten
przedmiot położy się na ziemi, to da on mapę1 i która prowadzi do
innych kawałków układanki, a te zaś są powiązane ze sobą. Już pierwsze dwa artefakty są silne, jeżeli jeszcze dodamy do tego
około czterdziestu innych, no to świat jest w prawdziwym nie bezpieczeństwie,
pomyślał Malik.
– Idę
po coś do jedzenia. – Rzucił nagle Altaïr, patrząc na Malika, który zamrugał i
spojrzał na niego pytająco. – Idę po coś do żarcia, a ty sobie czytaj. –
Powtórzył spokojnie, na co mężczyzna po prostu skinął mu głową. – Chcesz coś?
– Umm…
Mógłbyś wziąć mi kawę ze stołówki i jakąś kanapkę. – Mruknął Malik.
– Okay…
– Odparł Altaïr, wstał a następnie wyszedł z biblioteki. Młodszy nauczyciel
wrócił do czytania. Był ciekawy, co jeszcze uda mu się wywnioskować z książek.
***
Malik rozwalił się na
swoim łóżku. Czuł zmęczenie. Jego mózg dopiero przetwarzał świeżo zdobyte
informacje. Miał mętlik w głowie, a głowa mu pulsowała. Dowiedział się wielu
ciekawych rzeczy. Jedną z nich był fakt, że Assasini chcą doprowadzić do pokoju
na ziemi przez wygłaszanie prawdy, a templariusze poprzez zdobycie władzy i
robienie chaosu. ABSTERGO, czyli grupa ludzi, a właściwie już firma, która zajmuje
się porywaniem Assasinów i zmusza ich do siedzenia w pewnej maszynie, której
nazwy nie było w książkach. Samo ABSTERGO jest zapisane, jako laboratoria
badawcze zajmujące się medycyną oraz nauką. Faktem jest, że ma ona na koncie o
wiele więcej przedsięwzięć, w tym ogólnoświatowe, które mniej lub bardziej są
związane z mordowaniem poszczególnych osób.
Malik wstał i
postanowił, iść przemyć twarz zimną wodą. Wszedł do łazienki zupełnie
zapominając o pukaniu i o tym, że ma współlokatora. Podszedł do umywalki i
włączył lodowatą wodę, wsunął rękę pod kran i oblał się nią. Po chwili usłyszał
wrzask. Odwrócił się gwałtownie i zobaczył kąpiącego się Altaïra, który
sprawił, że ten zarumienił się.
– Ładnie
tak mnie parzyć? – Zrobił złą minę. Malik zrobił wielkie oczy i zamrugał.
– Przepraszam
zapomniałem się. W domu nie miałem problemu z tym bo nie miałem współlokatora.
– Nie
jestem na Ciebie zły… – Zachichotał i wyszedł z kabiny z szamponem na głowie. –
Chodź tu ujemy się razem.
– I
znowu wyląduje z tobą w łóżku? – Nim sens zdania dotarł do mózgu młodszego
nauczyciela było już za późno, został wciągnięty przez dłoń Altaïra pod
prysznic.
– Nie
dzisiaj. – Zamruczał mu do ucha. Malik czuł jak bardzo jego ubrania nasiąkają
wodą i jak bardzo nieprzyjemnie zaczynają mu się lepić do ciała.. – Dzisiaj
muszę odbić w nocy odbić moją córkę. – Rzucił cicho. – Coś się stało, zabili
mojego informatora. Mało to zmienili miejsce pobytu mojego słoneczka.
Przenieśli ją do innej sekcji. Chyba będą chcieli robić na niej testy krwi, a
następnie wywołać u niej śpiączkę, żeby podłączyć ją do animusa.
– Co
to jest Animus? – Spytał zaskoczony Malik.
– To
taka maszyna, której zadaniem jest wczytywanie wspomnień przodków. W sumie sam nie wiem, do czego im to jest,
ale jeżeli ją połączą… – Zacisnął zęby na dolnej wardze. – To będzie koniec
świata.
– Może
pójdę z tobą? – Szepnął wtulając się w niego. Altaïr zdjął mu bluzkę i rozpiął
spodnie.
– Nie.
Jeżeli Cię złapią, ja… – Rzucił Altaïr sunąc palcami po jego bokach. – Nie wiem
co bym sobie zrobił. – Rzucił cicho i smutnie mężczyzna. – Szkoła zapewni mi
wsparcie. Twoim zadaniem będzie tylko czekać na mnie i otworzyć nam drzwi lub
okno.
– Dlaczego
Ci tak bardzo na mnie zależy? – Zapytał zaskoczony Malik.
– Opowiem
Ci na to pytanie jak wrócę, dobrze?
– Mhm…
Tylko proszę, uważaj na siebie.
– O!
Martwisz się o mnie? – Parsknął śmiechem.
– Oh!
Zamknij się! – Malik zarumienił się mocno i odwrócił przodem do niego. Czuł się
bardzo dziwnie przy mężczyźnie, jakby miał motyle w brzuchu. Altaïr złapał go
jedną ręką w pasie drugą dotknął jego policzka. Po chwili poczuł jak jego wargi
są łączone w dłuższym niż zwykle pocałunku. Był on nieco błagalny, jakby Altaïr
chciał mu coś przekazać tym przekazać. – Wrócisz prawda? – Zamruczał cicho i
nisko.
– Zawsze
istnieje ryzyko, że zginę. Nawet przy robieniu zwykłej kanapki. – Parsknął
głośnym śmiechem, na co Malik jedynie uśmiechnął się lekko.
– Umyjemy
się, jak grzeczne dzieci i utulę Cię do snu, a później zniknę, niczym mara
senna… – Mruknął, a Malik zaśmiał się lekko rozbawiony całą tą sytuacją. Musiał
przyznać, że Altaïr jest w porządku. Na
serio chyba zaczynam się w nim zakochiwać…
…******…

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz