Malik
stanął przed drzwiami mieszkania. Zastanowił się przez chwilę jak ma wybaczyć
swojemu kochankowi. Nawet nie pozwoliłem
mu dojść do słowa… Pomyślał szybko i od wrócił się przodem do dziecka,
które szło za nim krok w krok. Jedenastolatka rozglądała się wszędzie wokół
siebie. Ludzie tutaj patrzyli na nią z lekkim strachem, przyjaźnią, a nawet
jedna z dziewczyn zaproponowała jej zakupy, na co Malik się niestety nie mógł
zgodzić. Ostatecznie niebyło to jego dziecko, a Altaïra. No właśnie… Altaïr. Mężczyzna znów się zamyślił. Czy powinienem mu wybaczyć? Sam Malik tego
nie wiedział, lecz mimo wszystko domyślał się, że jak tylko przekroczy próg
mieszkania, nastąpi niezbyt przyjemna atmosfera, którą notabene on sam właściwie
utworzył. Westchnął… Coś zakłuło go w piersi; czyżby poczucie winy? Położył
dłoń na klamce i nacisnął ją niepewnie. Trzeba
mierzyć się z przeznaczeniem, a co ma
być to będzie… Drzwi skrzypnęły głucho i Malik wraz z małą weszli do środka
pokoju. Na twarzy Projekt Dwanaście pojawił się lekki uśmiech, a zarazem w jej
oczach był widoczny strach. Dziewczynka złapała dłoń mężczyzny i kolejna emocja
przemknęła jej przez twarz. Było to zaufanie.
– Nie tylko ty masz problem czy powinnaś
tam wejść na luzie, czy spięta jak nie wiem… – Westchnął ciężko Malik, na co
dziecko zachichotało uroczo. – Altaïr, jestem! – Krzyknął zamykając drzwi za
sobą. – Musimy porozmawiać… – Zaczął marszcząc przez chwilę brwi. Przeszedł z
dziewczynką do części sypialnianej, gdzie Altaïr właśnie kończył się pakować.
– O czym ty chcesz jeszcze rozmawiać? – Zapytał,
a jego głos niemal się załamał na ostatniej sylabie. – Sam stwierdziłeś, że…
– Może o tym, że kogoś Ci przyprowadziłem.
Dziewczynka spojrzała najpierw na Malika, a później na
swojego ojca, który zaczął z żalem wrzucać ramki do swojej walizki.
– Przestań się pakować do cholery! Nigdzie
nie idziesz, przemyślałem wszystko… – Stwierdził spokojnie Malik. Głowa Altaïra
była zwrócona w bok, wyglądał jakby bał się na niego zerknąć. Malik westchnął
cicho, a następnie zrobił dwa kroki w jego kierunku, ale drobna dłoń zacisnęła
się na jego własnej. Dziewczynka wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać. – Czy
mógłbyś łaskawie spojrzeć na mnie?! – Fuknął w końcu młodszy mężczyzna, niczym
rozłoszczony kociak.
– Tato…? – Szepnęła cichym i drżącym
tonem Projekt Dwanaście, a jedno ze zdjęć trzymane w ręce Altaïra, po prostu wypadło
i rozbiło się z hukiem o panele, tworząc mozaikę z szklanej na wierzchni.
Mężczyzna był w szoku. Spięte mięśnie pleców doskonale o tym świadczyły. Odwrócił
się szybko przodem do nich. Patrzył z niedowierzaniem na swoją córeczkę, a do
jego i tak czerwonych oczu napłynęły łzy. Czyżby
płakał już wcześniej? Chyba naprawdę
żałuje. Malik westchnął ciężko. Czuł się dziwnie. Dziewczynka wtuliła się w
bok Malika, po czym zacisnęła drobne, drżące dłonie na jego bluzie.
– Jak ty… – Zaczął podchodząc do nich.
Wciąż nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje. – O Boże… – Szepnął cicho i
przytulił swoją córkę, upadając przed nią na kolana. Dziewczynka czując uścisk
na sobie i obejmujące ją ręce; puściła Malika i przytuliła się do swojego ojca,
któremu z oczu spłynęło kilka samotnych łez.
– Tatusiu, nie płacz… – Szepnęła i
otarła mu łzy z policzków. – Jestem tutaj… – Stwierdziła szeptem i zaplotła mu
ręce na szyi. Malik usiadł na łóżku i obserwował ze zmęczeniem Projekt Dwanaście
i jej ojca. Westchnął. Czuł się wypompowany, ale cholernie był też bardzo
usatysfakcjonowany. Teraz do szczęścia Altaïrowi brakowało tylko żony. Parsknął
w myślach wyobrażając sobie, siebie w białej sukni ślubnej z wielkim bukietem
czerwonych róż w dłoni. Mężczyzna pokręcił głową i zerknął na przyjaciela z
dzieciństwa ze szczerym uśmiechem.
– Jak tego dokonałeś? – Zapytał niepewnie
Altaïr patrząc na niego z niedowierzaniem.
– Miałem
plan… A raczej Ezio go wymyślił, więc to jemu powinny należeć się podziękowania.
– Wiesz, my… – Zaciął się na chwilę. – Musimy porozmawiać i to na poważnie. – Zmienił
temat, a coś w jego żołądku się przewróciło.
– Wiem. – Westchnął ciężko mężczyzna.
– To ja idę do Desmonda i Shauna. –
Zachichotała nagle Projekt Dwanaście. Ojciec spojrzał na nią z niepewnością i
czujnością, a Malik uniósł brew. Już miał coś powiedzieć, ale ta nie dała mu
dojść do słowa. – Wy sobie pogadacie, a ja pójdę do chłopaków. Desmond obiecał,
że pogramy na jego konsoli w Devil May Cry… – Zapiszczała i odsunęła się od
swojego ojca. – Mogę iść? Proszę…
Malik
machnął na to ręką.
– Niech idzie. – Stwierdził, a Altaïr
puścił ją niepewnie. Martwił się o nią. Widać to było po wyrazie jego twarzy.
Była nie pewna i totalnie zniechęcona do wypuszczenia swojego małego, kochanego
dziecka z rąk. Jedenastolatka wybiegła z pokoju szczęśliwa. – Wie, gdzie ma ich
szukać.. W tym czasie my pogadamy w spokoju.
– No dobra… – Westchnął Altaïr, a
następnie spojrzał na Malika ze smutkiem w oczach.
– Czemu ukrywałeś ten list? Myślisz, że
nie dowiedziałbym się o tym wszystkim prędzej czy później?
– Może zacznę od tego, że… na początku
nawet nie wiedziałem, że to ty. Dopiero, gdy się odezwałeś i przedstawiłeś ja…
– Głos mu zadrżał – Wiedziałem, że mam do czynienia właśnie z tobą. Uwierz mi
chciałem Ci powiedzieć prawdę, ale bałem się. Nie miałem pojęcia przecież jak
zareagujesz… Chciałem Cię lepiej przygotować. Nie wiem… Przepraszam Cię za to…
Właściwie to przepraszam za wszystko. Ja… Nie wiedziałem, że tak bardzo zrani Cię
treść tego listu i… i…
Malik
pocałował gwałtownie Altaïra, przerywając jego monolog. Czuł podświadomie, że
mężczyzna po prostu mówi prawdę. Wlazł mu na kolana i przytulił się do niego. Altaïr
oderwał się od niego szybko i spojrzał zaskoczony na niego. Wyglądał jak ta
ryba co ją wyciągnięto świeżo z wody.
– Wybaczam Ci…
– C-co? – Spytał głupio, bo słowa, które
wypowiedział Malik prawdopodobnie do niego jeszcze nie dotarły.
– Głupku, wybaczam Ci… – Powtórzył
spokojnie młodszy nauczyciel i wplótł rękę w jego włosy. – Jak Cię coś trapi to
po prostu powiedz mi, dobrze? – Uniósł brew, a jego policzki pokryły się
szkarłatnym rumieńcem. – Też powinienem Cię przeprosić, nie powinienem grzebać
w twoich rzeczach osobistych. – Stwierdził.
– Nic się nie stało. – Altaïr oparł
czoło, na jego czole. Patrzyli sobie w oczy przez długi czas, a później cmoknęli
się lekko. Na zgodę.
***
W ciemnym pomieszczeniu rozległ się głośny huk. Czyjeś
ciało upadło z głuchym jęknięciem na ziemię. Z mroku wysunęła się dłoń, która
zacisnęła się na ciemnym kapturze męskiej bluzy. Około dziewiętnastoletni,
chłopak o oczach w kolorze nieba jęknął z bólu, gdy drugi ktoś kopnął go w
plecy.
– Wiesz, co było twoim zadaniem? –
Syknął ktoś, a nastolatek wypluł trochę krwi na ziemię.
– Wiem. – Prychnął. – I tak tego nie
zrobię! – Zasyczał. Mężczyzna trzymający jego głowę puścił ją. – Nie jestem
pieprzoną kukiełką… Już nie! Wy zniszczyliście mnie i teraz jeszcze chcesz
żebym zabił ich wszystkich!
– Sam się zgodziłeś na eksperymenty.
Chciałeś byśmy Cię wzmocnili oraz zapewnili bezpieczeństwo twojej siostrze,
czyż nie? – Mężczyzna uśmiechnął się podle i wstał z krzesła. – Karty zostały
rzucone, Assasini wtargnęli na nasze terytorium i teraz to my musimy pokazać
ile tak naprawdę potrafimy, dzięki tobie.. Twoja ukochana siostra… Jak jej tam było?
Daria? Daniela? O! wiem… Dana… może „przypadkiem” zginąć, jeżeli cel nie zostanie
zlikwidowany, rozumiesz? – Syknął cicho. – Wiesz doskonale, że tylko my jesteśmy
wstanie zapłacić za jej leczenie i utrzymanie jej w śpiączce farmakologicznej
na tyle długo, żeby mogła żyć dalej. – Warknął i spoliczkował go. – Poza tym
musimy odzyskać projekt dwanaście, to twój główny cel!
Chłopak
zacisnął zęby na wardze. Mężczyzna miał rację! Tylko oni mogli zapewnić
bezpieczeństwo jego siostrze. Dana jest wszystkim, na czym mu zależy!
– Zgoda! – Zawarczał wściekle.
Nastała
chwila ciszy.
– A… jeszcze jedno… – Mruknął mężczyzna
uderzając chłopaka w twarz z taką siłą, że ten poleciał na drugi koniec pokoju,
uderzając głową w ścianę. Zakręciło mu się w niej do tego stopnia, że przed
oczami stanęły mroczki. Dotknął głowy i zobaczył tam krew.. – Nie wolno Ci zabijać naszych, ty cholerny
dzieciaku. Zabrać go do celi i wstrzyknąć kolejną dawkę… Tym razem trzy razy
większą.. Trzeba go nieco oszołomić. – Dwoje rosłych mężczyzn szarpnęło jego
ciałem i wyprowadziło z ciemnego pomieszczenia.
***
– Trzeba by nadać jej jakieś imię… –
Mruknął cicho Malik, układając głowę na kolanach ukochanego. – Projekt
dwanaście to dziwna nazwa jak na imię… – Westchnął cicho i podkulił nogi pod
siebie.
– Masz racje… – Przyznał i pochylił się
nad Malikiem. Mężczyzna przymknął oczy czując jak dłoń Altaïra wplata się w
jego włosy. Zaczął go głaskać. Malik rozluźnił się niemal całkowicie czując
przyjemne dreszcze. Otworzył oczy i zerknął na ukochanego. Altaïr pochylał się
nad nim. Zaledwie centymetry dzieliły ich od siebie. Czuł przyspieszony oddech na
własnych wargach. Malik uniósł głowę i pocałował go namiętnie. Całowali się
przez chwilę, ale Malik czuł jak szyja zaczyna go boleć od tej pozycji. Oderwali
się od siebie i spojrzeli głęboko w oczy. Malik uniósł się do siadu i wszedł na
jego uda. – Ale zajmiemy się tym później? – Dokończył Altaïr, a jego głos stał
się niski i bardzo seksowny. Malik zadrżał na ciele, gdy poczuł wsuwające się ręce pod jego koszulkę. Jego kochanek dotknął
mu nagiej skóry na plecach i przejechał po niej palcami w górę i w dół. Wargi Malika
rozchyliły się, gdy jego usta złączyły się ustami Altaïra. Całowali się przez dłuższą
chwilę. Starszy nauczyciel wsunął mu język między rozchylone usta ukochanego,
szukając jego języka. Ich pozycja się zmieniła. Malik oderwał swoje usta od
warg kochanka i zdjął swój czarny podkoszulek z drobną pomocą. Chwilę później
położył się na jego łóżku. Altaïr pochylił się nad swoim ukochanym mężczyzną i
wpił się w jego wargi. Malik jęknął, gdy poczuł jak mężczyzna zaczyna ocierać
się o niego. To było jak rytuał dołączenia lub poznanie jakiegoś wielkiego
sekretu wyrwanego z rąk tych złych. Nawet nie wiedział, kiedy się rozebrali do
naga. Wszystko działo się tak szybko, a zarazem i na swój sposób było to podniecające.
Malik zarumienił się, gdy zobaczył swój stan. Jego męskość stanęła na baczność.
Widząc to Altaïr uśmiechnął się chytrze i zjechał ustami na jego szyję, a
następnie klatę piersiową. Bawił się jego sukami przez chwilę. Całował, ssał,
przygryzał i pieścił je, a Malik wił się i jęczał głośno. Zjechał na jego
brzuch, wsunął mu język w pępek. Ten krzyknął i zadrżał. Czerwień zalała jego
policzkach, a oddech przyspieszył. Czuł się jakby był w siódmym niebie.
Dreszcze, jakie przechodziły przez jego ciało były niedopisania. W pewnym momencie,
usta Altaïra dmuchnęły w jego penisa, a Malik wziął głęboki wdech. Altaïr wziął
jego organ po między rozchylone wargi. Młodszy mężczyzna niemal natychmiastowo
zasłonił swoje usta ręką. Altaïr poruszał głową szybko po jego erekcji, lizał
jego nabrzmiałe prącie, na przemian z jądrami. W końcu wziął mu całego członka
do buzi. W powietrzu dało się czuć już zapach seksu i męskich feromonów, a oni
dopiero zaczynali zabawę.
– Altaïr… Ja… ! – Krzyknął, gdy głowa Altaïra
przyspieszyła nie co tempa. Było to dla niego cholernie dziwne doznanie.
Mężczyzna zwolnił doprowadzając Malika niemal do szaleństwa. – Alta-ïra! – Ni warknął, ni jęknął, wpatrując się w
ukochanego z szaleństwem, a zarazem rozkoszą w oczach. Altaïr, więc przyspieszył.
Szybko ruszał głową. Malikowi nie brakowało wiele. Po chwili jęknął i doszedł prosto
w jego usta. Jego unasienienie trafiło do jamy ustnej ukochanego. Malik aż
dostał drgawek z przyjemności. Czuł się wspaniale. Altaïr odsunął się od jego
penisa i pocałował ukochanego w usta dając mu posmakować jego własnej spermy.
– I co? Podobało Ci się? – Zapytał.
– Cudownie… – Westchnął ciężko. –
Chodźmy do łazienki… Tam Ci się odwdzięczę… – Stwierdził Malik. Altaïr
uśmiechnął się lekko, a do Malika dotarło, że… – Nie powiedziałem tego na głos?
– Powiedziałeś… – Mruknął rozbawiony,
mężczyzna. – Jak nie chcesz to nie musisz…
Malik zarumienił się mocno i ukrył twarz pod poduszką
mamrocząc w nią coś nie zrozumiale. Altaïr westchnął. Domyślał się co ten chcę
przekazać. Zabrał mu więc poduszkę i poprosił o powtórzenie.
– Chcę się odwdzięczyć… – Rumieńce
zalały jego twarz Malika.
– Nie musisz. – Musnął jego usta. –
Innym razem się jeszcze zabawimy. – Puścił mu oczko.
– Kocham Cię… – Stwierdził spokojnie.
– Ja Ciebie też… – Altaïr nakrył jego
ciało kołdrą. – Następnym razem się odwdzięczysz. – Mężczyzna założył swoje
bokserki i spodnie. – Idę po moje dziecko, mam nadzieje, że twoi uczniowie nie
mają jej dość. – Zaśmiał się Altaïr, a Malik machnął jedynie ręką. Był
zmęczony. Czuł jak powieki mu samoistnie opadają. Mężczyzna zarejestrował
jeszcze, że jego ukochany ubiera się, a chwilę później spał już kamiennym snem.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz