środa, 2 marca 2016

Epizod: 7. – Wybaczam Ci..

Malik stanął przed drzwiami mieszkania. Zastanowił się przez chwilę jak ma wybaczyć swojemu kochankowi. Nawet nie pozwoliłem mu dojść do słowa… Pomyślał szybko i od wrócił się przodem do dziecka, które szło za nim krok w krok. Jedenastolatka rozglądała się wszędzie wokół siebie. Ludzie tutaj patrzyli na nią z lekkim strachem, przyjaźnią, a nawet jedna z dziewczyn zaproponowała jej zakupy, na co Malik się niestety nie mógł zgodzić. Ostatecznie niebyło to jego dziecko, a Altaïra. No właśnie… Altaïr. Mężczyzna znów się zamyślił. Czy powinienem mu wybaczyć? Sam Malik tego nie wiedział, lecz mimo wszystko domyślał się, że jak tylko przekroczy próg mieszkania, nastąpi niezbyt przyjemna atmosfera, którą notabene on sam właściwie utworzył. Westchnął… Coś zakłuło go w piersi; czyżby poczucie winy? Położył dłoń na klamce i nacisnął ją niepewnie. Trzeba mierzyć się z przeznaczeniem, a co ma być to będzie… Drzwi skrzypnęły głucho i Malik wraz z małą weszli do środka pokoju. Na twarzy Projekt Dwanaście pojawił się lekki uśmiech, a zarazem w jej oczach był widoczny strach. Dziewczynka złapała dłoń mężczyzny i kolejna emocja przemknęła jej przez twarz. Było to zaufanie.
–          Nie tylko ty masz problem czy powinnaś tam wejść na luzie, czy spięta jak nie wiem… – Westchnął ciężko Malik, na co dziecko zachichotało uroczo. – Altaïr, jestem! – Krzyknął zamykając drzwi za sobą. – Musimy porozmawiać… – Zaczął marszcząc przez chwilę brwi. Przeszedł z dziewczynką do części sypialnianej, gdzie Altaïr właśnie kończył się pakować.
–          O czym ty chcesz jeszcze rozmawiać? – Zapytał, a jego głos niemal się załamał na ostatniej sylabie. – Sam stwierdziłeś, że…
–          Może o tym, że kogoś Ci przyprowadziłem.
            Dziewczynka spojrzała najpierw na Malika, a później na swojego ojca, który zaczął z żalem wrzucać ramki do swojej walizki.
–          Przestań się pakować do cholery! Nigdzie nie idziesz, przemyślałem wszystko… – Stwierdził spokojnie Malik. Głowa Altaïra była zwrócona w bok, wyglądał jakby bał się na niego zerknąć. Malik westchnął cicho, a następnie zrobił dwa kroki w jego kierunku, ale drobna dłoń zacisnęła się na jego własnej. Dziewczynka wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać. – Czy mógłbyś łaskawie spojrzeć na mnie?! – Fuknął w końcu młodszy mężczyzna, niczym rozłoszczony kociak.
–          Tato…? – Szepnęła cichym i drżącym tonem Projekt Dwanaście, a jedno ze zdjęć trzymane w ręce Altaïra, po prostu wypadło i rozbiło się z hukiem o panele, tworząc mozaikę z szklanej na wierzchni. Mężczyzna był w szoku. Spięte mięśnie pleców doskonale o tym świadczyły. Odwrócił się szybko przodem do nich. Patrzył z niedowierzaniem na swoją córeczkę, a do jego i tak czerwonych oczu napłynęły łzy. Czyżby płakał już wcześniej? Chyba naprawdę żałuje. Malik westchnął ciężko. Czuł się dziwnie. Dziewczynka wtuliła się w bok Malika, po czym zacisnęła drobne, drżące dłonie na jego bluzie.
–          Jak ty… – Zaczął podchodząc do nich. Wciąż nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje. – O Boże… – Szepnął cicho i przytulił swoją córkę, upadając przed nią na kolana. Dziewczynka czując uścisk na sobie i obejmujące ją ręce; puściła Malika i przytuliła się do swojego ojca, któremu z oczu spłynęło kilka samotnych łez.
–          Tatusiu, nie płacz… – Szepnęła i otarła mu łzy z policzków. – Jestem tutaj… – Stwierdziła szeptem i zaplotła mu ręce na szyi. Malik usiadł na łóżku i obserwował ze zmęczeniem Projekt Dwanaście i jej ojca. Westchnął. Czuł się wypompowany, ale cholernie był też bardzo usatysfakcjonowany. Teraz do szczęścia Altaïrowi brakowało tylko żony. Parsknął w myślach wyobrażając sobie, siebie w białej sukni ślubnej z wielkim bukietem czerwonych róż w dłoni. Mężczyzna pokręcił głową i zerknął na przyjaciela z dzieciństwa ze szczerym uśmiechem.
–          Jak tego dokonałeś? – Zapytał niepewnie Altaïr patrząc na niego z niedowierzaniem.
–          Miałem plan… A raczej Ezio go wymyślił, więc to jemu powinny należeć się podziękowania. – Wiesz, my… – Zaciął się na chwilę. – Musimy porozmawiać i to na poważnie. – Zmienił temat, a coś w jego żołądku się przewróciło.
–          Wiem. – Westchnął ciężko mężczyzna.
–          To ja idę do Desmonda i Shauna. – Zachichotała nagle Projekt Dwanaście. Ojciec spojrzał na nią z niepewnością i czujnością, a Malik uniósł brew. Już miał coś powiedzieć, ale ta nie dała mu dojść do słowa. – Wy sobie pogadacie, a ja pójdę do chłopaków. Desmond obiecał, że pogramy na jego konsoli w Devil May Cry… – Zapiszczała i odsunęła się od swojego ojca. – Mogę iść? Proszę…
Malik machnął na to ręką.
–          Niech idzie. – Stwierdził, a Altaïr puścił ją niepewnie. Martwił się o nią. Widać to było po wyrazie jego twarzy. Była nie pewna i totalnie zniechęcona do wypuszczenia swojego małego, kochanego dziecka z rąk. Jedenastolatka wybiegła z pokoju szczęśliwa. – Wie, gdzie ma ich szukać.. W tym czasie my pogadamy w spokoju.
–          No dobra… – Westchnął Altaïr, a następnie spojrzał na Malika ze smutkiem w oczach.
–          Czemu ukrywałeś ten list? Myślisz, że nie dowiedziałbym się o tym wszystkim prędzej czy później?
–          Może zacznę od tego, że… na początku nawet nie wiedziałem, że to ty. Dopiero, gdy się odezwałeś i przedstawiłeś ja… – Głos mu zadrżał – Wiedziałem, że mam do czynienia właśnie z tobą. Uwierz mi chciałem Ci powiedzieć prawdę, ale bałem się. Nie miałem pojęcia przecież jak zareagujesz… Chciałem Cię lepiej przygotować. Nie wiem… Przepraszam Cię za to… Właściwie to przepraszam za wszystko. Ja… Nie wiedziałem, że tak bardzo zrani Cię treść tego listu i… i…
Malik pocałował gwałtownie Altaïra, przerywając jego monolog. Czuł podświadomie, że mężczyzna po prostu mówi prawdę. Wlazł mu na kolana i przytulił się do niego. Altaïr oderwał się od niego szybko i spojrzał zaskoczony na niego. Wyglądał jak ta ryba co ją wyciągnięto świeżo z wody.
–          Wybaczam Ci…
–          C-co? – Spytał głupio, bo słowa, które wypowiedział Malik prawdopodobnie do niego jeszcze nie dotarły.
–          Głupku, wybaczam Ci… – Powtórzył spokojnie młodszy nauczyciel i wplótł rękę w jego włosy. – Jak Cię coś trapi to po prostu powiedz mi, dobrze? – Uniósł brew, a jego policzki pokryły się szkarłatnym rumieńcem. – Też powinienem Cię przeprosić, nie powinienem grzebać w twoich rzeczach osobistych. – Stwierdził.
–          Nic się nie stało. – Altaïr oparł czoło, na jego czole. Patrzyli sobie w oczy przez długi czas, a później cmoknęli się lekko. Na zgodę.
***
            W ciemnym pomieszczeniu rozległ się głośny huk. Czyjeś ciało upadło z głuchym jęknięciem na ziemię. Z mroku wysunęła się dłoń, która zacisnęła się na ciemnym kapturze męskiej bluzy. Około dziewiętnastoletni, chłopak o oczach w kolorze nieba jęknął z bólu, gdy drugi ktoś kopnął go w plecy.
–          Wiesz, co było twoim zadaniem? – Syknął ktoś, a nastolatek wypluł trochę krwi na ziemię.
–          Wiem. – Prychnął. – I tak tego nie zrobię! – Zasyczał. Mężczyzna trzymający jego głowę puścił ją. – Nie jestem pieprzoną kukiełką… Już nie! Wy zniszczyliście mnie i teraz jeszcze chcesz żebym zabił ich wszystkich!
–          Sam się zgodziłeś na eksperymenty. Chciałeś byśmy Cię wzmocnili oraz zapewnili bezpieczeństwo twojej siostrze, czyż nie? – Mężczyzna uśmiechnął się podle i wstał z krzesła. – Karty zostały rzucone, Assasini wtargnęli na nasze terytorium i teraz to my musimy pokazać ile tak naprawdę potrafimy, dzięki tobie.. Twoja ukochana siostra… Jak jej tam było? Daria? Daniela? O! wiem… Dana… może „przypadkiem” zginąć, jeżeli cel nie zostanie zlikwidowany, rozumiesz? – Syknął cicho. – Wiesz doskonale, że tylko my jesteśmy wstanie zapłacić za jej leczenie i utrzymanie jej w śpiączce farmakologicznej na tyle długo, żeby mogła żyć dalej. – Warknął i spoliczkował go. – Poza tym musimy odzyskać projekt dwanaście, to twój główny cel!
Chłopak zacisnął zęby na wardze. Mężczyzna miał rację! Tylko oni mogli zapewnić bezpieczeństwo jego siostrze. Dana jest wszystkim, na czym mu zależy!
–          Zgoda! – Zawarczał wściekle.
Nastała chwila ciszy.
–          A… jeszcze jedno… – Mruknął mężczyzna uderzając chłopaka w twarz z taką siłą, że ten poleciał na drugi koniec pokoju, uderzając głową w ścianę. Zakręciło mu się w niej do tego stopnia, że przed oczami stanęły mroczki. Dotknął głowy i zobaczył tam krew.. –  Nie wolno Ci zabijać naszych, ty cholerny dzieciaku. Zabrać go do celi i wstrzyknąć kolejną dawkę… Tym razem trzy razy większą.. Trzeba go nieco oszołomić. – Dwoje rosłych mężczyzn szarpnęło jego ciałem i wyprowadziło z ciemnego pomieszczenia.
***
–          Trzeba by nadać jej jakieś imię… – Mruknął cicho Malik, układając głowę na kolanach ukochanego. – Projekt dwanaście to dziwna nazwa jak na imię… – Westchnął cicho i podkulił nogi pod siebie.
–          Masz racje… – Przyznał i pochylił się nad Malikiem. Mężczyzna przymknął oczy czując jak dłoń Altaïra wplata się w jego włosy. Zaczął go głaskać. Malik rozluźnił się niemal całkowicie czując przyjemne dreszcze. Otworzył oczy i zerknął na ukochanego. Altaïr pochylał się nad nim. Zaledwie centymetry dzieliły ich od siebie. Czuł przyspieszony oddech na własnych wargach. Malik uniósł głowę i pocałował go namiętnie. Całowali się przez chwilę, ale Malik czuł jak szyja zaczyna go boleć od tej pozycji. Oderwali się od siebie i spojrzeli głęboko w oczy. Malik uniósł się do siadu i wszedł na jego uda. – Ale zajmiemy się tym później? – Dokończył Altaïr, a jego głos stał się niski i bardzo seksowny. Malik zadrżał na ciele, gdy poczuł wsuwające się      ręce pod jego koszulkę. Jego kochanek dotknął mu nagiej skóry na plecach i przejechał po niej palcami w górę i w dół. Wargi Malika rozchyliły się, gdy jego usta złączyły się ustami Altaïra. Całowali się przez dłuższą chwilę. Starszy nauczyciel wsunął mu język między rozchylone usta ukochanego, szukając jego języka. Ich pozycja się zmieniła. Malik oderwał swoje usta od warg kochanka i zdjął swój czarny podkoszulek z drobną pomocą. Chwilę później położył się na jego łóżku. Altaïr pochylił się nad swoim ukochanym mężczyzną i wpił się w jego wargi. Malik jęknął, gdy poczuł jak mężczyzna zaczyna ocierać się o niego. To było jak rytuał dołączenia lub poznanie jakiegoś wielkiego sekretu wyrwanego z rąk tych złych.  Nawet nie wiedział, kiedy się rozebrali do naga. Wszystko działo się tak szybko, a zarazem i na swój sposób było to podniecające. Malik zarumienił się, gdy zobaczył swój stan. Jego męskość stanęła na baczność. Widząc to Altaïr uśmiechnął się chytrze i zjechał ustami na jego szyję, a następnie klatę piersiową. Bawił się jego sukami przez chwilę. Całował, ssał, przygryzał i pieścił je, a Malik wił się i jęczał głośno. Zjechał na jego brzuch, wsunął mu język w pępek. Ten krzyknął i zadrżał. Czerwień zalała jego policzkach, a oddech przyspieszył. Czuł się jakby był w siódmym niebie. Dreszcze, jakie przechodziły przez jego ciało były niedopisania. W pewnym momencie, usta Altaïra dmuchnęły w jego penisa, a Malik wziął głęboki wdech. Altaïr wziął jego organ po między rozchylone wargi. Młodszy mężczyzna niemal natychmiastowo zasłonił swoje usta ręką. Altaïr poruszał głową szybko po jego erekcji, lizał jego nabrzmiałe prącie, na przemian z jądrami. W końcu wziął mu całego członka do buzi. W powietrzu dało się czuć już zapach seksu i męskich feromonów, a oni dopiero zaczynali zabawę.
–          Altaïr… Ja… ! – Krzyknął, gdy głowa Altaïra przyspieszyła nie co tempa. Było to dla niego cholernie dziwne doznanie. Mężczyzna zwolnił doprowadzając Malika niemal do szaleństwa. – Alta-ïra! –  Ni warknął, ni jęknął, wpatrując się w ukochanego z szaleństwem, a zarazem rozkoszą w oczach. Altaïr, więc przyspieszył. Szybko ruszał głową. Malikowi nie brakowało wiele. Po chwili jęknął i doszedł prosto w jego usta. Jego unasienienie trafiło do jamy ustnej ukochanego. Malik aż dostał drgawek z przyjemności. Czuł się wspaniale. Altaïr odsunął się od jego penisa i pocałował ukochanego w usta dając mu posmakować jego własnej spermy.
–          I co? Podobało Ci się? – Zapytał.
–          Cudownie… – Westchnął ciężko. – Chodźmy do łazienki… Tam Ci się odwdzięczę… – Stwierdził Malik. Altaïr uśmiechnął się lekko, a do Malika dotarło, że… – Nie powiedziałem tego na głos?
–          Powiedziałeś… – Mruknął rozbawiony, mężczyzna. – Jak nie chcesz to nie musisz…
            Malik zarumienił się mocno i ukrył twarz pod poduszką mamrocząc w nią coś nie zrozumiale. Altaïr westchnął. Domyślał się co ten chcę przekazać. Zabrał mu więc poduszkę i poprosił o powtórzenie.
–          Chcę się odwdzięczyć… – Rumieńce zalały jego twarz Malika.
–          Nie musisz. – Musnął jego usta. – Innym razem się jeszcze zabawimy. – Puścił mu oczko.
–          Kocham Cię… – Stwierdził spokojnie.
–          Ja Ciebie też… – Altaïr nakrył jego ciało kołdrą. – Następnym razem się odwdzięczysz. – Mężczyzna założył swoje bokserki i spodnie. – Idę po moje dziecko, mam nadzieje, że twoi uczniowie nie mają jej dość. – Zaśmiał się Altaïr, a Malik machnął jedynie ręką. Był zmęczony. Czuł jak powieki mu samoistnie opadają. Mężczyzna zarejestrował jeszcze, że jego ukochany ubiera się, a chwilę później spał już kamiennym snem.
…******…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tyle was było: